Kandydatka Platformy Obywatelskiej na prezydenta Krakowa Marta Patena fatalnie rozpoczęła swoją kampanię, budząc powszechną wesołość i politowanie mieszkańców podwawelskiego grodu, a zgrozę w szeregach macierzystej partii.
Najpierw okazało się, że z zaplanowanych jeszcze wiosną prawyborów kandydatów w krakowskiej PO zrezygnowali wszyscy, którzy wcześniej zgłaszali taką chęć i na placu boju pozostała kompletnie nieznana szerszemu ogółowi wyborców Patena. Potem zasłynęła ona odmową podania choćby zrębów swojego programu wyborczego dziennikarzowi Telewizji Kraków w obawie, że jeżeli to uczyni, potem będzie z niego rozliczana przez media.
W końcu doszło do ostatecznej kompromitacji: podczas sesji rady samorządowej dzielnicy Bronowice namawiała radnych do poparcia jej kandydatury oferując w zamian finansowe wsparcie w formie drukowania ulotek oraz pomocy przy tworzeniu stron internetowych kandydatów do rad dzielnic.
- To była pomyłka. Nie do końca wiedziała z kim rozmawia. Założyła, że rozmawia ze swoimi sąsiadami, z radnymi z Platformy. Teraz pewnie przeprosi, będzie bardziej roztropna i rozważna - w mało przekonywujący sposób usiłował jej bronić w rozmowie z Radiem Kraków-Małopolska szef regionalnej struktury PO Grzegorz Lipiec.
Czyżby kandydatka do tak poważnej funkcji nie wiedziała, że agitacja wyborcza na te-renie urzędów administracji rządowej oraz samorządowej jest prawnie zakazana? Ta sprawa trafiła natychmiast do komisarza wyborczego w Krakowie, który z kolei miał już zawiadomić policję.
Po tym wystąpieniu Pateny z funkcji szefa jej sztabu wyborczego zrezygnował Witold Latusek, a chętnego na jego miejsce nie widać. Trudno się dziwić.
Jerzy Bukowski
Dziennik Polonijny
Polish Pages Daily News
KATALOG FIRM W INTERNECIE