KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Czwartek, 21 listopada, 2024   I   10:55:11 PM EST   I   Janusza, Marii, Reginy
  1. Home
  2. >
  3. WIADOMOŚCI
  4. >
  5. Polska

Dylematy polskiej demokracji

13 września, 2007

Zastanawia mnie, a nawet trochę bawi żywe zainteresowanie, jakie przejawia spora część Polaków kolejnymi wyborami parlamentarnymi, począwszy od 4 czerwca 1989 roku. Mimo że jesteśmy bardzo rozpolitykowanym narodem, uwielbiającym zwłaszcza krytykować, wyzywać oraz odsądzać od czci i wiary członków nie lubianych przez siebie partii, to wszystkie badania opinii publicznej wykazują, że sejm i senat wcale nie cieszą się naszym uznaniem. Skąd więc te przedwyborcze emocje?

Z instytucji, wskazywanych w sondażach jako godne zaufania, na pierwszych miejscach regularnie lokują się takie, które można określić mianem hierarchicznych, czyli bynajmniej nie kojarzących się z demokratycznym sposobem zarządzania. Polacy wysoko oceniają wojsko, policję, Kościół, straż pożarną, z czego wypływa prosty wniosek, że nade wszystko podobają nam się dyscyplina, jednolite umundurowanie, autokratyczne zarządzanie.
   
Wynika to prawdopodobnie z tradycji historycznych. Rzeczpospolita dosyć często i długo w swych dziejach "nierządem stała". A żeby skutecznie przezwyciężyć rujnujące dobro publiczne nierząd, rozprzężenie, anarchię i sobiepaństwo, należy powściągnąć miłość do niczym nie ograniczanej wolności, czyli dobrowolnie wyrzec się przynajmniej niektórych jej uroków.
   
W sytuacjach granicznych Polak-indywidualista bardzo szybko i sprawnie potrafi przekształcić się w Polaka-żołnierza słusznej sprawy, bez żadnego szemrania oraz najmniejszego wahania wykonującego rozkazy swoich dowódców. Jeśli w dodatku szanuje ich i ufa im, jest gotów do największych poświęceń dla świętej ojczyźnianej sprawy, zapominając na długi czas o zamiłowaniu do swobody i postępowania w myśl powiedzenia: "gdzie dwóch Polaków, tam trzy różne zdania".
   
Dlaczego więc aż tak bardzo pasjonują nas przedwyborcze rozgrywki partyjne,  prowadzące na manowce zdroworozsądkowego myślenia, a często wiodące nawet wprost ku upadkowi Rzeczypospolitej?
   
Wystarczy zaledwie kilka lat pokoju, aby demokracja w polskim wydaniu zaczęła się wykoślawiać i stawać swoją własną karykaturą. Ludzie, którym w czas wojennej potrzeby nigdy nie powierzylibyśmy swoich losów (a i oni sami nie byliby - jako patentowani nieudacznicy - w stanie uchwycić władzy) stają się nagle wynoszonymi na piedestał idolami. Jesteśmy gotowi bezgranicznie zawierzyć im, chociaż niczego wielkiego wcześniej nie dokonali, a jedyne, z czego ich znamy, to składanie fantastycznych obietnic i wmawianie naiwnym wyborcom, że zafundują im raj na polskiej ziemi.
   
Może wynika to z tęsknoty za normalnością, której nie doświadczyło wiele "zdrodzonych w niewoli, okutych w powiciu" pokoleń rodaków, śniących na jawie swoje sny o nie skalanej złem i fałszem niepodległej Rzeczypospolitej? Skoro to właśnie nam przypadło żyć w suwerennym państwie, to chcemy z nawiązką nadrobić wszelkie  zaległości i rzucić się w wir demokratycznych procedur, spośród których najbardziej wymierną są właśnie wybory parlamentarne. Spłacamy w ten sposób dług wobec ojców i dziadów, tylko że oni raczej nie byliby z nas dumni, patrząc na Polskę AD 2007.
   
"Mówię, bom smutny i sam pełen winy", jako że bywa, iż emocjonuję się ponad miarę  sensacyjnymi wydarzeniami na rodzimej scenie politycznej, chociaż - będąc z serca i z przekonań piłsudczykiem - powinienem patrzeć na nie z dużo większym dystansem, a także z pewną dozą ironii. Jako długoletni instruktor harcerski przedkładam zaś słuchanie i wydawanie mądrych rozkazów ponad parlamentarną, jakże często bezużyteczną  paplaninę. Z nie skrywaną satysfakcją oglądam wyniki kolejnych sondaży, w których sejm i senat okupują ostatnie miejsca na liście instytucji publicznego zaufania. Także moje filozoficzne wykształcenie każe mi przedkładać jedynowładztwo ponad timokrację, czyli rządy wszystkich.
   
Cóż, nie zawsze można zachować stoicki spokój, a rolą publicysty jest komentować bieżące wydarzenia i snuć prognozy na bliższą oraz dalszą przyszłość. Zagłębiając się w meandry naszego życia politycznego z konieczności przesiąkam więc nim, co nie zmienia jednak mojego krytycznego nastawienia do demokracji. Popadam tym samym czasami w podobną sprzeczność, jak moi rodacy, gotowi skakać sobie do gardeł w ferworze dyskusji o zaletach i wadach poszczególnych partii, a jednocześnie udowadniać we wspomnianych sondażach, że tak naprawdę  wcale im nie wierzą, skoro dezawuują stanowiący ich emanację parlament.

Z Krakowa dla www.Poland.US
Jerzy Bukowski