Bardzo ciekawy pomysł przyszedł ostatnio do głów polityków Platformy Obywatelskiej oraz Prawa i Sprawiedliwości. Chcą dokonać znaczącej zmiany w ordynacji wyborczej do Parlamentu Europejskiego. Zamiast głosować na konkretnych kandydatów, mielibyśmy wskazywać tylko na partię, a jej władze same dokonałyby później podziału z puli zdobytych przez nie mandatów (Polska ma ich 54).
Przeciwnicy tak radykalnej zmiany (podobny system obowiązuje już w Hiszpanii, zastanawia się nad nim Litwa) podkreślają, że w Polsce bardziej niż gdzie indziej liczą się personalia i często wyborca decyduje się poprzeć konkretnego kandydata, nie patrząc nawet na nazwę partii, którą reprezentuje. Taka ordynacja preferowałaby poza tym duże formacje polityczne.
Można także żywić poważne obawy, czy władze poszczególnych ugrupowań nie postanowią wstawić na listę kandydatów (a będzie ją znała przecież – oprócz nich - tylko Państwowa Komisja Wyborcza) nie autentycznych fachowców od spraw międzynarodowych, ale osoby, które trzeba albo nagrodzić za dotychczasową partyjną lojalność, albo pozbyć się z ich na dłuższy czas z Polski. Mamy już doświadczenia tego typu w bieżącej kadencji europarlamentu.
Sprawa jest na razie we wstępnej fazie rozważań i prawdopodobnie zostanie na jakiś czas odłożona, ponieważ borykamy się obecnie z zasadniczymi, wewnątrzkrajowymi problemami politycznymi. Podobno była ona jednak poruszona w słynnej rozmowie Lecha Kaczyńskiego z Donaldem Tuskiem i zaliczyli ją oni do tych kwestii, które powinny być rozpatrzone przez Sejm jeszcze przed wcześniejszymi wyborami. Cóż, w polskiej polityce wszystko jest możliwe.
Z Krakowa dla www.Poland.US
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE