Kancelaria Premiera RP postanowiła zorganizować dla swoich urzędników szkolenia z poprawnego formułowania pism po polsku - poinformowała „Rzeczpospolita”.
Już przed rokiem Rada Języka Polskiego stwierdziła, że piszą oni w sposób trudny w odbiorze, nadużywają unijnych „brukselizmów" i nie radzą sobie z konstrukcją zdań.
Kancelaria szuka więc wykonawcy dla szkolenia pod hasłem „Poprawne językowo redagowanie pism urzędowych".
„Ma w nim wziąć udział 256 pracowników rządu i urzędów wojewódzkich, a podjęcie walki z urzędniczym bełkotem pochwala nawet opozycja. Warsztaty mają się odbyć w drugiej połowie roku. Urzędnicy zostaną podzieleni na niewielkie grupy, z których każda weźmie udział w dwudniowym szkoleniu w jednym z warszawskich hoteli. Będą się uczyć m.in. <poprawności językowej> oraz <precyzyjności, zwięzłości, elastyczności i komunikatywności>” - czytamy w gazecie.
KPRP nie podaje wartości zamówienia, jako że dopiero trwa rozpoznanie rynku takich usług. Z planu szkoleń centralnych w służbie cywilnej na 2014 rok da się jednak wywnioskować, że na ten cel ma być przeznaczone około 110 tysięcy złotych.
Celem szkolenia ma być podnoszenie jakości usług świadczonych przez administrację i usprawnienie komunikacji z obywatelem.
Z cytowanego przez „Rz” ubiegłorocznego sprawozdania RJP wynika, że „najdotkliwsze dla odbiorcy są usterki w budowie zdania, uniemożliwiające zrozumienie tekstu”, m.in. nadużywanie imiesłowów oraz rzeczowników odsłownych, takich jak „opracowywanie", „wdrażanie" i „monitorowanie". Radę razi też w urzędniczych tekstach „nadmiar wyrazów obcych a modnych”, na przykład „aplikacja” w znaczeniu „podanie”, „kreatywny” w znaczeniu „pomysłowy” i „dedykowany” w znaczeniu „poświęcony”. Pracownicy KPRP nagminnie piszą też „workshop” zamiast „warsztaty” i „destynacja” zamiast „miejsce docelowe”.
„- Urzędnicy często uważają, że znakiem ich kompetencji jest umiejętność stosowania trudnej terminologii” - powiedział gazecie wiceprzewodniczący Rady profesor Jerzy Bralczyk.
A filolog prof. Halina Zgółkowa dodała:
„- Chcą w ten sposób wykazać swoją wyższość nad petentem.”
Właśnie pod wpływem sprawozdania RJP sejmowa Komisja Kultury wysłała w ubiegłym roku dezyderat do premiera Donalda Tuska z wnioskiem o „zapewnienie udziału językoznawców przy redagowaniu wszystkich urzędowych tekstów”. Ówczesny szef służby cywilnej Sławomir Brodziński stwierdził jednak, że jest to niemożliwe z powodów budżetowych, ale zapowiedział szkolenia, których wykonawcy szuka teraz Kancelaria.
Zdaniem posłanki Barbary Bubuli z Prawa i Sprawiedliwości, która jest jednocześnie przewodniczącą Parlamentarnego Zespołu Obrońców Języka i Literatury Polskiej, warto inwestować w poprawę w tej materii.
„- Jeśli ktoś reprezentuje państwo, powinien poczuwać się do obowiązku dbałości o język, który jest jednym z najważniejszych dóbr narodowych” - wyjaśniła na łamach „Rz”.
Według prof. Zgółkowej urzędnicy mogą jednak podejść do tych szkoleń z obojętnością, a nawet z niechęcią. Dlatego uważa, że lepszym rozwiązaniem byłoby wprowadzenie dla nich specjalnych certyfikatów albo sprawdzanie umiejętności językowych podczas naboru do pracy.
„- W różnych instytucjach bada się znajomość angielskiego, prosząc przykładowo o przeprowadzenie rozmowy telefonicznej. Nie rozumiem, dlaczego gorszy ma być język polski” - powiedziała „Rzeczpospolitej”
.Mam nadzieję, że zaplanowane szkolenia przyniosą pożądany efekt, ponieważ urzędnicza nowomowa usiana bez sensu zapożyczeniami z obcych języków (jak choćby zacytowane wyżej „brukselizmy”, czyli dawne „makaronizmy”) nie przysparza chluby polskim urzędnikom wszystkich szczebli, a już zwłaszcza w kancelariach premiera i prezydenta.
Stanisław Dębicki
Dziennik Polonijny
Polish Pages Daily News
KATALOG FIRM W INTERNECIE