KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Czwartek, 21 listopada, 2024   I   05:54:54 PM EST   I   Janusza, Marii, Reginy
  1. Home
  2. >
  3. WIADOMOŚCI
  4. >
  5. Polska

Pijak na Orlej Perci

25 sierpnia, 2007

Nie każda tragedia w górach zasługuje na jednakowe współczucie. Jeśli ze szczytu spada profesjonalnie przygotowany wspinacz, który popełnił drobny błąd lub zaskoczyła go nagła zmiana pogody, jest to autentyczny dramat. Ale jeżeli na trudny tatrzański szlak wybiera się ktoś bez krztyny wyobraźni, źle ubrany, będący pod wpływem alkoholu lub nie mający pojęcia, jakie niebezpieczeństwa czyhają na niego powyżej 2 tysięcy metrów, to sam jest sobie winien w razie dramatycznego upadku w dół.

Ostatnio z Orlej Perci w okolicach Granatów zsunął się po piargach pijany turysta. Doznał wstrząsu mózgu i ogólnych obrażeń ciała. Wyruszył po niego patrol Tatrzańskiego Ratowniczego Pogotowia Ratunkowego. A jako że w akcję zaangażowany był śmigłowiec, to  związku z tym jej koszta wyceniono na ponad 5 tysięcy złotych. Kiedy ratownicy zorientowali się, w jakim stanie jest niefrasobliwy zdobywca Orlej Perci, postanowili wystąpić do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji z zapytaniem, czy można go obarczyć tą sumą.
   
Mam nadzieję, że pijak, który potraktował wyprawę na jeden z najtrudniejszych tatrzańskich szlaków jak spacer po Krupówkach, zostanie obarczony pełnymi kosztami uratowania jego życia i zdrowia. Głupotę należy bowiem zawsze piętnować i surowo karać. Przecież śmigłowiec TOPR mógł być w tym samym czasie potrzebny do zwiezienia z gór kogoś, kto nie z własnej winy popadł w poważne tarapaty.
   
Podobną nieodpowiedzialnością, kompletnym brakiem wyobraźni i totalną głupotą wykazali się rodzice, którzy zabrali w nosidełku dwuletnie dziecko na... Rysy. W dodatku zaczęli zdobywanie najwyższego szczytu polskich Tatr po południu, więc na odległej 300 metrów od celu wspinaczki Grzędzie znaleźli się dopiero około godziny 20.00 (!) i tam zaskoczyła ich burza. Na szczęście mieli przy sobie telefon komórkowy, z którego wezwali pomoc. TOPR zmuszony był poderwać śmigłowiec, by ewakuować parę idiotów wraz ze zziębniętym i wychłodzonym dzieckiem.
   
Przy takich okazjach powraca stary problem ubezpieczenia od odpowiedzialności osób, wybierających się w polskie góry. W wielu krajach alpejskich, a także u naszych południowych sąsiadów problem ten został już dawno rozwiązany. Każdy, kto nie wykupi tam polisy, ryzykuje zapłatę za ewentualną akcję ratunkowej z własnej kieszeni. Ale jeśli okaże się, że ubezpieczony turysta był pijany lub też świadomie naraził się na niebezpieczeństwo (na przykład schodząc ze szlaku), i tak  musi pokryć koszta udzielenia mu pomocy.
   
Najwyższy czas, aby podobne zasady zaczęły obowiązywać także w Polsce.

Z Krakowa dla www.Poland.US
Jerzy Bukowski