Rzadko, ale zdarzają się jednak takie nominacje rządowe, że nawet największym przeciwnikom politycznym trudno jest je oprotestowywać, czy wyśmiewać. Dominuje wówczas opinia, iż oto właściwy człowiek znalazł się na właściwym miejscu, a zdziwienie może budzić jedynie fakt, że stało się to o wiele za późno.
Szkoda, że ten absolwent filozofii i filologii angielskiej, wieloletni wykładowca na Uniwersytecie Jagiellońskim i w Wyższej Szkole Europejskiej im. księdza Józefa Tischnera, wybitny znawca i tłumacz (z oryginału) Platona, jeden z najwybitniejszych filozofów polityki, błyskotliwy erudyta i wytrawny publicysta będzie miał mało czasu, aby udowodnić, że intelektualne zaplecze braci Kaczyńskich jest niegorsze od tego, jakim chwalą się Platforma Obywatelska oraz Lewica i Demokraci. Z pewnością zrobi on jednak sporo w zakresie uspokojenia nastrojów w środowisku nauczycielskim; będzie - już to zapowiedział - równie zdecydowanie kontynuował wszystko, co odziedziczył dobrego po swoim poprzedniku, jak i zmieniał te jego decyzje, które uzna za nielogiczne i szkodliwe, ale nie tyle z politycznego, co z czysto pragmatycznego punktu widzenia.
Mimo to znaleźli się natychmiast dyżurni inteligenci, dla których prof. Legutko jest słabym filozofem, a jego poglądy na demokrację są nie do przyjęcia przez wypełniony politycznym słuszniactwem warszawsko - krakowski salon. Odżyły echa starej, ale wciąż powtarzanej w pewnych mediach wypowiedzi prof. Ireneusza Krzemińskiego, który nazwał go kiedyś filozofem skinów i twierdził, że jego dorobek naukowy jest nieznany innym filozofom.
Legutko wzbudzał nienawiść salonu jeszcze z początkiem lat 90., kiedy był jednym z intelektualnych filarów "Czasu Krakowskiego" - dziennika o prawicowej orientacji (gdzie nb. często spotykałem się z nim na łamach). Został też jednoznacznie zaetykietowany (a można nawet użyć określenia: napiętnowany) za swoją współpracę z pismami, które nie mieściły się w myślowym i politycznym kanonie, dyktowanym przez "Gazetę Wyborczą". Ten, kto regularnie publikował w "Arce", "Arkanach", "Nowym Państwie" nie mógł liczyć na akceptację salonu.
Legutko nigdy zresztą o nią nie zabiegał, a spodziewaną furię politycznie poprawnych publicystów wywołał zbiór jego esejów pod charakterystycznym tytułem: "Nie lubię tolerancji". Łatwo sobie wyobrazić, jakie gromy spadły na głowę krakowskiego profesora filozofii za ten tytuł i za pomieszczone pod nim, adekwatne doń treści.
Nie dziwi mnie więc, że dzień po objęciu przezeń resortu edukacji do ataku ruszyli wszyscy, którym nie podoba się, że jakiś intelektualista ośmiela się mieć własne, w dodatku demaskujące i dyskredytujące salon poglądy. W mediach zaczęły pojawiać się - dyktowane oczywiście głęboką troską o los polskiej oświaty - obawy, jak też poradzi sobie w MEN człowiek, który nie kryje krytycznego stosunku do demokracji (prof. Janusz Majcherek), jest wrogiem feminizmu, socjalizmu, postkomunizmu (prof. Paweł Śpiewak), odznacza się nazbyt zdecydowanymi sądami (prof. Magdalena Środa).
Jako kolega prof. Legutki z filozoficznego podwórka nie tylko rozumiem, ale podzielam jego ostrą krytykę demokracji; jak mógłby patrzeć inaczej na ten ustrój wielki znawca Platona i Arystotelesa, którzy za najlepszy ustrój uznawali jedynowładztwo, czyli monarchię? Sprzeciw wobec wymienionych przez prof. Śpiewaka nurtów myślowo - politycznych działa na korzyść nowego ministra; dlaczego czymś z gruntu złym ma być w niepodległej Rzeczypospolitej Polskiej ich odrzucenie? Posiadanie jasno sprecyzowanych opinii, przy jednoczesnym szacunku dla wyznających zgoła inne poglądy filozoficznych przeciwników, stanowi chlubę każdego autentycznego myśliciela; czy prof. Środa naprawdę sądzi, że minister Legutko zamierza uczynić ze swojego resortu doświadczalne poletko dla wdrażania w życie tego, co głosi w swych książkach i artykułach?
W szkołach pod rządami prof. Legutki będzie kwitła wolność, ale nie anarchia. O ile żaden nauczyciel nie zostanie ukarany za swoje poglądy polityczne lub sympatie filozoficzne, o tyle nie będzie dopuszczane lansowanie ideologii spod znaku hasła "róbta, co chceta". Nowy minister nie pozbawi uczniów struktur, w jakich mogą się organizować i zgłaszać swoje postulaty, ale to dyrektorzy szkół i wychowawcy będą mieć decydujący głos, co jest równie logiczne, jak często, niestety, publicznie oprotestowywane przez podjudzających młodzież do forsowania własnego zdania w każdej sprawie zwolenników źle pojętej tolerancji. A kto, jak kto, ale prof. Legutko znakomicie rozpoznaje wszystkie zalety i wady tolerancji.
Mam nadzieję, że medialna burza wokół następcy Romana Giertycha stopniowo ucichnie, zwłaszcza że Ryszard Legutko skupi się głównie na bieżącym administrowaniu oświatą. Doskonale zdaje sobie bowiem sprawę, że jego panowanie nad polskim szkolnictwem nie potrwa długo, a z uwagi na utratę przez Prawo i Sprawiedliwość mocy przeprowadzania ustaw w Sejmie nie będzie mógł zbyt wiele w tym zakresie zdziałać.
Mimo to wierzę, że jako człowiek szanowany przez większość polityków, zdoła uzyskać akceptację dla tych ozdrowieńczych pomysłów, które każdy logicznie myślący i szczerze zatroskany o los młodych pokoleń Polak uznaje za swoje. Nawet jeżeli tymi Polakami są członkowie parlamentarnej opozycji.
Z Krakowa dla www.Poland.US
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE