Śp. księdza profesora Józefa Tischnera śmiało można nazwać największym filozofem wśród górali i największym góralem wśród filozofów. Mimo że dość wcześnie opuścił rodzinne Podhale, zawsze był tam witany z wielką radością, jako uwielbiany przez krajanów Jegomość.
Pierwszy raz odprawił tam eucharystię w lecie gorącego 1981 roku, kiedy jego nazwisko było już od kilku miesięcy znane i głośne w całej Polsce. Zaczęto go wówczas określać mianem kapelana "Solidarności", dostał od Lecha Wałęsy zaproszenie na jej pierwszy zjazd w Gdańsku, a w swoich homiliach i artykułach umieszczanych w "Tygodniku Powszechnym" oraz w miesięczniku "Znak" budował filozoficzną (szczególnie moralną) podstawę wielkiego ruchu społecznego.
Powracając na krótkie chwile wytchnienia w rodzinne strony, wpadł na pomysł, aby raz do roku zgromadzić okolicznych górali i wypoczywających na Podhalu turystów na mszy świętej, celebrowanej w najbliższą niedzielę przed lub po 15 sierpnia, kiedy przypada kościelne święto Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny, w polskiej tradycji ludowej nazywane uroczystością ku czci Matki Boskiej Zielnej.
Nie bez znaczenia było także drugie, historyczne znaczenie tej daty. W czasach PRL nie wolno było bowiem w ogóle wspominać rocznicy wielkiego zwycięstwa Wojska Polskiego pod przywództwem Józefa Piłsudskiego nad bolszewicką nawałą w 1920 roku. Tischner zdawał sobie zaś znakomicie sprawę, jak ważna jest dla narodu zbiorowa pamięć o jego chwalebnych czynach.
Już na pierwszą mszę świętą przyszło znacznie więcej ludzi, niż ktokolwiek mógł się spodziewać, zwłaszcza że nie była ona przecież szeroko zapowiedziana. Przeważali górale z okolic Nowego Targu, ale pojawili się też liczni turyści oraz krakowscy uczniowie księdza profesora. Wszyscy, do których dotarła "szeptana propaganda" wdrapali się pod szczyt Turbacza i wzięli udział w eucharystii.
W kolejnych latach liczba wiernych rosła. W stanie wojennym uczestnictwo w tej mszy świętej stało się formą religijnej i patriotycznej manifestacji, podobnie jak w czwartkowych mszach za ojczyznę w Krakowie-Mistrzejowicach, czy niedzielnych w kościele Św. Brygidy w Gdańsku. Tischner starał się tak organizować swój czas, aby zawsze móc stanąć przy polowym ołtarzu pod Turbaczem. Z czasem zaczęto go rozbudowywać, obecnie jest tam już kaplica.
Po śmierci pomysłodawcy, jego inicjatywę kontynuują kolejni kapelani Związku Podhalan. Z tytułu sprawowania tej właśnie funkcji, gromadził lud Boży także Tischner, który duszpasterską opiekę na góralami traktował bardzo poważnie i gotów był poświęcać dla niej inne, z pozoru bardziej zaszczytne obowiązki. Zawsze podkreślał swój góralski rodowód i honor, uwielbiał wszystko, co wiąże się z podhalańskimi tradycjami, chętnie chrzcił, udzielał ślubów oraz odprowadzał na cmentarz swoich ziomków.
Bardzo dobrze, że tradycja mszy świętych pod Turbaczem przetrwała do dzisiaj i ciągle gromadzą one sporo wiernych z całego kraju. A gdy sprawujący eucharystię ksiądz kapelan wypowie już słowa: "Idźcie w pokoju, ofiara spełniona", zgromadzeni siadają na trawie, wyciągają przyniesione ze sobą wiktuały (także w postaci płynnej) i zaczynają w trakcie nietypowych "góralskich posiadów" snuć wielogodzinne wspomnienia o ukochanym, wciąż żywo przez nich pamiętanym Jegomościu. Podobnie było 12 sierpnia br.
Z Krakowa dla www.Poland.US
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE