Czy można wedrzeć się siłą do muzeum i nie ponieść z tego powodu żadnych konsekwencji? Odpowiedź brzmi: „tak”, ale pod warunkiem, że napastnikami są pogrążeni w modlitewnym transie Żydzi, a muzeum mieści się w Polsce, czyli kraju, w którym panuje tak wielkie przeczulenie na punkcie podejrzeń o antysemityzm, że wiele osób i instytucji jest gotowych znieść każde upokorzenie, byle tylko nie narazić się na ów zarzut.
Ochrona muzeum była zaszokowana, podobnie jak wezwana przez nią policja i prokurator. Usiłowali uzyskać jakieś wyjaśnienia od naszych starszych braci w wierze, ale ci mówili wyłącznie po hebrajsku (lub w jidysz) i to niechętnie, ponieważ wpadli – jak to określił rzecznik prasowy lubelskiej policji – w religijny trans.
Kiedy skupienie modlitewne dobiegło wreszcie końca, chasydzi grzecznie wyszli z baraku i łamaną angielszczyzną przeprosili za najście, a następnie zaoferowali pokrycie strat finansowych, które dyrekcja muzeum wyceniła na 400 dolarów. O incydencie powiadomiona została ambasada Izraela w Polsce, ale miała ona w tym czasie na głowie ważniejszą dla siebie sprawę, czyli próbę nakłonienia Episkopatu Polski do potępienia ojca Tadeusza Rydzyka za jego rzekomo antysemickie wypowiedzi.
Zwiedzający tak w oryginalny sposób miejsce zagłady swoich rodaków Żydzi nie wykazali żadnej skruchy. Owszem, zdawali sobie sprawę z tego, że złamali jakieś lokalne przepisy, ale uznali, że mogli to zrobić dla wyższych celów religijnych, a miejscowej ludności wystarczą zdawkowe przeprosiny i łaskawie rzucone kilkaset dolarów. Pytani o przyczynę swojego zachowania odpowiedzieli, że nie bardzo wiedzą, co się z nimi w tym czasie działo (pewnie popadli w amok), po czym spokojnie udali się w dalszą podróż na Ukrainę.
Dyrekcja Muzeum, policja i prokuratura uznały, że nie ma sensu dłużej rozpatrywać tego „pożałowania godnego incydentu” (określenie rzecznika prasowego lubelskiej policji), ponieważ szkody nie są duże, a koszta naprawy zniszczonej furtki i kłódki zostaną całkowicie pokryte z wręczonej na miejscu sumy. Nie uznano, że zachowanie chasydów wyczerpuje znamiona przestępstwa, nie podjęto żadnych czynności prawnych, jakie z pewnością miałyby miejsce, gdyby na teren byłego obozu zagłady wdarli się Polacy.
Czyżby rzeczywiście nic wielkiego się nie stało na Majdanku? A może jednym narodom po prostu więcej wolno, niż innym? Wyobrażam sobie, co by się działo, gdyby grupa żarliwych polskich katolików usiłowała siłą sforsować drzwi do Insytutu Yad Vashem w Jerozolimie, by oddać tam modlitewną cześć pomordowanym w czasie Holocaustu Żydom oraz swoim licznym rodakom z grona Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata. Przede wszystkim zostaliby natychmiast obezwładnieni przez ochronę, a godzinę po tym fakcie najważniejsze światowe media grzmiałyby na temat bezczelności Polaków, którzy swym haniebnym czynem zbezcześcili święte miejsce i po raz kolejny dali dowód, że wyssali antysemityzm z mlekiem matki.
A na Majdanku zapadła wstydliwa cisza i wszyscy udają, że właściwie to nic się nie stało. Jest takie powiedzenie: jeżeli chcesz, aby inni cię szanowali, szanuj sam siebie. Szkoda, że Polacy zdecydowanie zbyt rzadko biorą je sobie do serca.
Z Krakowa dla www.Poland.US
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE