KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Czwartek, 21 listopada, 2024   I   04:35:42 PM EST   I   Janusza, Marii, Reginy
  1. Home
  2. >
  3. WIADOMOŚCI
  4. >
  5. Polska

Oko w oko ze Stalinem

04 sierpnia, 2007

Jest takie jedno miejsce na świecie, w którym można spotkać największych koryfeuszy proletariackiego internacjonalizmu, zgromadzonych na terenie pięknego, prywatnego parku. Zakuci w brązy i marmury, dumnie spoglądają na przechadzających się między nimi licznych zwiedzających.

Dwa kroki od Druskiennik
Ten skansen socrealistycznej rzeźby znajduje się w Grutas, litewskiej miejscowości sąsiadującej ze sławnym uzdrowiskiem Druskienniki, do którego bardzo często przyjeżdżał na wypoczynek marszałek Józef Piłsudski. Także i dzisiaj na każdym kroku słychać w Druskiennikach polską mowę, a leczący się u tamtejszych wód kuracjusze jako jedną z głównych atrakcji pobytu traktują właśnie wyjazd do Grutas.

Skansen jest dziełem jednego z najbogatszych litewskich przedsiębiorców Viliumasa Malinauskasa, byłego dyrektora kołchoza oraz mistrza zapasów, zwanego obecnie królem grzybów i jagód. Korzystając z możliwości, jakie otworzyły się przed ambitnymi ludźmi po odzyskaniu niepodległości przez Litwę i wprowadzeniu tam gospodarki wolnorynkowej, zgromadził on najpierw spory majątek, a wkrótce potem pomniki komunistycznych przywódców. Były one masowo wyrzucane ze wszystkich miast, miasteczek, a nawet wsi, podobnie jak w innych krajach, które wyzwoliły się po 1990 r. z sowieckiej niewoli.

Również w Polsce rozgorzała wówczas ostra dyskusja na temat dalszych losów symboli znienawidzonego ustroju. Zanim utworzono jednak podobny do litewskiego, lecz o wiele większy skansen w podlubelskiej Kozłówce, spora ich część uległa zniszczeniu bądź przetopieniu na tablice pamiątkowe ku czci bohaterów walk o niepodległość Rzeczypospolitej.

Nasi sąsiedzi zadziałali znacznie szybciej i skuteczniej. Pomimo licznych głosów sprzeciwu, Malinauskas zrealizował swój pomysł, zwożąc do Grutas wszystkie pomniki, jakie w radosnej atmosferze triumfu nad komunizmem obalano na Litwie. Z polemikami toczonymi przy tej okazji - także na forum parlamentu - możemy zapoznać się w kilkudziesięciu ogromnych gablotach.
Zakąski ludu pracującego miast i wsi

Przed wejściem ustawiono - w charakterze swoistego memento - wagon (tzw. „stołypinkę”); właśnie takim środkiem transportu wywożono wrogów ustroju na daleki wschód. Kawałek dalej, już na terenie parku wita nas  gigantyczna Matka-Litwa, naprzeciw której stoi okazała willa właściciela. Zanim staniemy oko w oko z komunistycznymi prominentami, możemy pokrzepić się w dwóch restauracjach, z których jedna serwuje głównie potrawy nawiązujące do czasów sowieckiej gastronomii. Są więc minimalnej wielkości rybki jako zakąski do czystej wódki podawanej w stupięćdziesięciogramowych szklankach-toastówkach (50 gramów za Stalina, 50 za partię, 50 za komunistyczną Litwę), jest kotlet składający się w 20 procentach z mięsa, a w 80 z chleba, smakowicie wyglądają kawałki solonej słoniny.

Kiedy zaspokoimy już potrzeby żołądka, nadchodzi czas na ucztę dla ducha. Po obejrzeniu wymownych świadectw potęgi Armii Czerwonej (armaty, moździerze, karabiny) wkraczamy na alejkę, która prowadzi nas do baraku, w którym zgromadzono setki sowieckich orderów, odznaczeń, legitymacji, plakietek, sztandarów, transparentów, haseł, zdjęć. Na ekranie oglądamy filmy pokazujące nie tylko czasy komunistycznej świetności, ale również obrazy prześladowań litewskiego narodu, a także wstrząsający wizerunek Włodzimierza Lenina na łożu śmierci. Z głośników płyną pieśni masowe oraz fragmenty przemówień, wygłaszanych ongiś przy różnych świątecznych okazjach przez partyjnych liderów.

Lenin w butach nie od pary
Wesołe pieśni towarzyszą nam również na drodze przez las, przy której ustawione są rzeźby. Po jej drugiej stronie umieszczono bowiem drut kolczasty i wieże strażnicze, z których płynie sowiecka muzyka lat 30. i 40. ubiegłego stulecia. W ten symboliczny sposób odtworzony został syberyjski łagier, do którego zsyłali Litwinów ludzie uwiecznieni na pomnikach.

Nie liczyłem Leninów i Stalinów, ale zdecydowanie przeważają oni nad swymi litewskimi podwładnymi oraz następcami. Jeżeli rzeźbiarz pragnął zakuć w marmurze braterską przyjaźń między narodami wchodzącymi w skład sowieckiego imperium, umieszczał obok Lenina lub Stalina któregoś z litewskich towarzyszy. Ci drudzy musieli być jednak wyraźnie niżsi, choćby przeczyło to historycznym faktom. Dlatego też na jednym z pomników pierwszy wódz bolszewików ma nogi o długości, jakiej nie powstydziłaby się żadna dzisiejsza topmodelka. Artysta wyrzeźbił go bowiem  znacznie niższego od litewskiego komunisty i musiał - na polecenie odpowiedzialnej za przestrzeganie socrealistycznych kanonów w sztuce instancji partyjnej - dosztukować mu kilkadziesiąt centymetrów dolnych kończyn.

Towarzysz Ilicz miał chyba pecha do litewskich rzeźbiarzy. Na innym monumencie stoi w dwóch różnych butach: jednym ze sznurówkami, drugim bez. Historia milczy na temat losów artysty, który popełnił tak karygodny błąd, kwalifikujący się do uznania go za ideologiczno-estetyczny sabotaż.

Pomnikowe anegdoty
Dowcipni przewodnicy zwracają uwagę zwiedzających na charakterystyczną czwórkę marmurowych młodzieńców. Wedle oficjalnej wersji są to dzielni komsomolcy, gotowi ruszyć z posad bryłę świata. Dwóch kroczy w lepszą przyszłość, trzeci oparł się na ich ramionach, czwarty dumnie wzniósł rękę ku górze. Niepokorny lud litewski interpretował jednak tę rzeźbą zupełnie inaczej (jeszcze kiedy stała na dawnym miejscu). Oto grupka podchmielonych młodzieńców wyszła z knajpy po suto zakrapianej kolacji: dwóch trzyma fason, trzeci - kompletnie pijany - uwiesił się na nich, a czwarty wzywa taksówkę.

W kilku miejscach możemy zobaczyć młodocianą bohaterkę komunistycznej partyzantki z pepeszą w dłoniach. Legenda mówi, że padła ona w walce z Niemcami o zapewnienie Litwie pomyślnej przyszłości w sowieckim obozie postępu, a całe swe życie poświęciła jedynie słusznej sprawie. Po 1990 r. historycy odkłamali jednak jej życiorys i okoliczności śmierci. Hoża dziewoja nade wszystko lubiła bratać się z  partyzantami płci odmiennej; właśnie podczas takiego zacieśniania przyjaźni z białoruskim towarzyszem osłabła jej rewolucyjna czujność i została pojmana, a następnie rozstrzelana bądź przez Niemców bądź przez litewskie podziemie niepodległościowe.

Tęsknota za polskim Grutas
Jeżeli trafi się w Grutas na dobrego przewodnika, można poznać XX-wieczne dzieje Litwy od zupełnie innej strony, niż ta, którą przez pół wieku kreowały komunistyczne podręczniki. Większość pomników przedstawia ewidentnych zdrajców narodu, którzy bez skrupułów zaciągnęli się na służbę do Sowietów i czynnie pomagali im walczyć z antysystemową opozycją. Są jednak także nieliczni reformatorzy, usiłujący rozwiązać problem kwadratury koła, czyli budować - zwłaszcza po 1956 r. socjalizm z ludzką twarzą.

Opuszczałem ten skansen z poczuciem lekkiej zazdrości wobec Litwinów. Dzięki energii i zdecydowaniu jednego człowieka udało im się zachować w czystej, choć niezwykle skoncentrowanej postaci część najnowszej historii. Przyjeżdżająca do Grutas młodzież, dla której komunizm jest już dzisiaj tylko kartką ze szkolnego podręcznika, może stanąć twarzą w twarz z okrutną, przygnębiającą przeszłością, aby czerpać z niej przestrogę przed powtórzeniem się kiedykolwiek totalitarystycznego koszmaru.

Szkoda, że w Polsce nie zdobyliśmy się na stworzenie podobnego miejsca, służącego skutecznemu przypominaniu sobie i nauczaniu historii. Podlubelska Kozłówka, w której zgromadzono trochę polskich reliktów komunizmu, nie może bowiem pretendować do miana polskiego Grutas.

Z Karkowa dla Poland.US
Jerzy Bukowski