Starsi rodacy zapewne dobrze jeszcze pamiętają, jaki popłoch wywoływała wśród Polaków za czasów komuny tajna zazwyczaj i rozchodząca się tzw. pocztą pantoflową informacja o tym, że lada dzień podrożeje alkohol. Kto żyw biegł na zakupy, w kolejkach pod sklepami monopolowymi ustawiali się nie tylko ludzie o charakterystycznych czerwonych i śliwkowych nosach, ale także stateczni mężowie, zacne matrony, młodzież studencka, a peerelowska władza drżała na myśl o możliwym buncie społecznym z tego powodu.
Jeszcze tuż po 1989 roku i wprowadzeniu w naszej gospodarce reform wicepremiera Leszka Balcerowicza wiadomość o szykowanej podwyżce cen mocnych trunków budziła ogromne emocje. Od pewnego czasu traktowana jest jednak z obojętnością i nie stanowi nawet dyżurnego tematu „nocnych Polaków rozmów”.
Tak jest i teraz, chociaż w 2014 roku akcyza na wódkę pójdzie w górę aż o 15 procent, co średnio przełoży się o 2 złote więcej za półlitrową butelkę. Jedynym skutkiem tej zapowiedzi jest ogromny - bo o połowę - wzrost produkcji tego trunku.
„Mimo chwilowego boomu branża spirytusowa jest pełna obaw i ostrzega, że podwyżka podatku doprowadzi do zapaści legalnej produkcji, wzrostu szarej strefy i spadku wpływów do budżetu” - poinformowała „Gazeta Polska Codziennie”.
Hurtownicy zrobili zapasy jeszcze w grudniu. Według prezentowanych przez gazetę danych Głównego Urzędu Statystycznego na początku 2013 roku gorzelnie produkowały miesięcznie po około 7 milionów litrów czystej wódki, podczas gdy we wrześniu liczba ta wzrosła do 11 mln, a w listopadzie do 14,3 mln litrów.
„Gorzelnie mają mnóstwo pracy tylko dlatego, że hurtownicy robią zapasy, aby nie stracić na podwyżce akcyzy. Podatek ten jest naliczany w chwili, gdy wódka opuszcza fabrykę. To sprawia, że sieci handlowe i hurtownie chcą ją kupić jeszcze w grudniu. Prezes Związku Pracodawców Przemysłu Piwowarskiego - Browary Polskie Tomasz Bławat mówi, że jeszcze nie widział takich ilości mocnych alkoholi w magazynach hurtowników. Producenci boją się, że po Nowym Roku popyt na wódkę ostro spadnie. Jeśli dodać do tego ogromne zapasy w magazynach handlowców, to drastyczny spadek zamówień jest niemal pewny. Przychody producentów mogą się zmniejszyć nawet o 30–40 proc” - czytamy w „GPC”.
Resort finansów szacuje natomiast, że dzięki tak znacznej podwyżce akcyzy zyska w przyszłym roku 780 milionów złotych dla budżetu. Nie wiadomo, czy tak jednak będzie, bo niemal pewny jest - jak ostrzegają specjaliści - rozrost szarej strefy, czyli bimbrowni i melin, a także importu z zagranicy (nie tylko legalnego). Dlatego też organizacje producentów, handlowców i dystrybutorów napojów spirytusowych wielokrotnie, ale bezskutecznie apelowały w ostatnich miesiącach do rządu o zmniejszenie planowanej podwyżki, która postawi kolejną barierę na drodze ich rozwoju.
Okazuje się, że wbrew powszechnemu mniemaniu branża spirytusowa to jeden z najmniej rentownych rynków sektora spożywczego.
„Z blisko tysiąca gorzelni po 20 latach została setka. W ciągu ostatnich pięciu lat zbankrutowało osiem Polmosów. Rośnie za to liczba pośredników. Od 2010 r. przybyła ich ponad setka i dziś jest ich prawie półtora tysiąca. Kondycję branży spirytusowej osłabia to, że Polacy coraz częściej sięgają po zagraniczne trunki, przede wszystkim whisky, a wódkę kupują najchętniej tam, gdzie jest najtańsza, czyli w dyskontach. W ubiegłym roku gorzelnie zarobiły 200 mln zł, ale rok wcześniej dopłaciły do produkcji wódki ponad 300 mln zł. Nierentowna była wówczas połowa zakładów. Zdaniem branży podwyżka akcyzy może być ciosem dla wielu producentów. Rząd zignorował jednak ich narzekania i od przyszłego tygodnia należy się liczyć z załamaniem wielu z nich” - napisała „Gazeta Polska Codziennie”.
Przecieram oczy ze zdumienia, ale nie z powodu 15-procentowej podwyżki akcyzy, lecz z racji tego, że polskie zakłady spirytusowe dopłacają do produkcji wódki. Taką informacje można skwitować tylko słowami: „świat się kończy”.
Jerzy Bukowski
Dziennik Polonijny
Polish Pages Daily News
KATALOG FIRM W INTERNECIE