KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Czwartek, 21 listopada, 2024   I   01:17:12 PM EST   I   Janusza, Marii, Reginy
  1. Home
  2. >
  3. WIADOMOŚCI
  4. >
  5. Polska

Lustracyjne rozczarowanie

13 lipca, 2007

Z dużej chmury mały deszcz - to przysłowie najlepiej charakteryzuje treść długo oczekiwanego, a właśnie ogłoszonego dokumentu \"Prawda i odpowiedzialność\", przygotowanego przez pracującą pod przewodnictwem biskupa Jana Szkodonia komisję \"Pamięć i Troska\", mającą za zadanie opracować oficjalne stanowisko Kurii Metropolitalnej w Krakowie w sprawach lustracji kapłanów tej archidiecezji.

Problem wywołał ponad rok temu ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski, którego burzliwe losy w dziele ujawniania prawdy o niechlubnych kartach z przeszłości niektórych duchownych, współpracujących z komunistyczną Służbą Bezpieczeństwa, były oraz nadal pozostają jednym z dyżurnych tematów krajowych i polonijnych mediów. Jego książka „Księża wobec bezpieki na przykładzie archidiecezji krakowskiej” w końcu trafiła na rynek wydawniczy (chociaż nadal nie wolno mu jej komentować zgodnie z  nakazującym mu milczenie w kwestiach lustracyjnych dekretem Kurii), ale opinia publiczna w napięciu czekała na zapowiedziane stanowisko komisji, złożonej z wybitnych moralistów, teologów i historyków.
   
Kiedy dokument został wreszcie opublikowany, okazało się, że jest to bardzo ogólnikowy tekst, zawierający głównie etyczne przestrogi przed pochopnym wydawaniem ocen, rzucaniem oskarżeń i zawierzaniem materiałom, odziedziczonym po peerelowskiej bezpiece. Stało się więc to, przed czym od początku przestrzegali zwolennicy lustracji: Kościół chce przede wszystkim bronić swojego dobrego imienia, podważając wiarygodność naukowych dociekań, opartych na archiwach zgromadzonych w Instytucie Pamięci Narodowej i poddając w wątpliwość dobrą wolę tych, którzy się w nie zagłębiają. W dokumencie nie pada wprawdzie żadne nazwisko, ale aluzje do ks, Zaleskiego są nader widoczne.
   
Jak słusznie on sam zauważył on sam, ucieczka przed prawdą nie może się jednak udać, więc sprawa haniebnych zachowań niewielkiej części kapłanów, którzy zdradzili swoje powołanie, Kościół oraz wiernych i tak w końcu wypłynie na powierzchnię życia publicznego. Próba powstrzymania tego procesu nie przyniesie natomiast chluby nikomu, kto ją obecnie podejmuje.
   
Na swym blogu internetowym autor „Księży wobec bezpieki na przykładzie archidiecezji krakowskiej” tak podsumował swój komentarz do stanowiska kurialnej komisji:  „Dokument, niezależnie od intencji autorów, ma charakter jednostronny, praktycznie wspierający kościelne lobby antylustracyjne i hamujący samooczyszczenie Kościoła, przynajmniej krakowskiego. A Kościół krakowski miał niepowtarzalną szansę uczciwego i całościowego uporania się z tym problemem, ale w ostatnim czasie na własne życzenie szansę tę porzuca. Problemy ten jednak znowu powróci, tyle że z większą sił, zadając jeszcze boleśniejsze rany.”
   
Ks. Zaleski wielokrotnie mówił i pisał, że Kościół w Polsce jako całość zwycięsko przeszedł przez czerwone morze komunizmu i nie ma powodów, aby wstydzić się swej przeszłości z okresu PRL. Tym bardziej przykre jest, że nie potrafi bądź nie chce przyznać, że przytrafili mu się kapłani, którzy najpierw nie potrafili odmówić nachodzącym im esbekom, a po 1989 roku nie stać ich było na przyznanie się do winy, czego wolno wymagać od ludzi o tak wysokich standardach moralnych, jakie obowiązują w chrześcijańskiej wspólnocie kapłańskiej. Tym samym dwukrotnie skompromitowali oni i siebie, i ją.
   
Dokument "Prawda i odpowiedzialność" mógł być przełomem i wzorem dla innych diecezji. Zamiast odwagi zmierzenia się z niewątpliwie trudnym, ale możliwym przecież do rozwiązania w duchu prawdy historycznej problemem, widać w nim jednak głównie nadmierną ostrożność, a w miejsce szacunku dla badaczy podejmujących trud obiektywnego ustalania okoliczności współpracy księży i zakonników z bezpieką (przy dyskretnym pomijaniu wątków obyczajowych) zagościła w nim nieskrywana niechęć do nich.
    
Rację ma więc ks. Zaleski twierdząc, że pojęcie troski w nazwie komisji odnosi się nie do ofiar zdrady kapłanów, lecz wyłącznie do nich samych. Każda instytucja ma oczywiście prawo usprawiedliwiać i bronić swoich członków, ale korporacyjna mentalność wyjątkowo nie przystoi tej, która bierze swój początek z Chrystusa, który był przecież żywą prawdą. Z mieszanymi uczuciami czytam więc w stanowisku komisji przestrogę, „aby brutalnym ujawnieniem prawdy o danej osobie nie spowodować zła, jakim jest zniszczenie zaufania do innych osób należących do tej samej grupy społecznej lub wywoływanie i pogłębianie zgorszenia”. Rozumując w ten sposób należałoby po wsze czasy utajnić – dla obrony dobrego imienia Kościoła - nie tylko zdradę Judasza, ale i momenty słabości wielu chrześcijan (w tym późniejszych świętych).
   
Nikt oczywiście nie neguje potrzeby troskliwego pochylenia się kościelnej hierarchii nad zbłąkanymi duszami jej podwładnych, odpuszczenie grzechów muszą jednak poprzedzać: szczere ich wyznanie, zadośćuczynienie (publiczne, jeśli miały one taki wymiar) i mocna obietnica poprawy. Komisja „Pamięć i troska” dobrze o tym wie, pisząc: „gdy zachodzi potrzeba wydania sądu o drugim, powinniśmy kierować się również miłosierdziem, które nie pozwala na potępienie nawet największego grzesznika, a zwłaszcza tego, który sam ujawni swoje postępowanie i postawą życiową oraz dobrymi uczynkami naprawi wyrządzone zło”. Ale jeżeli kapłan – były tajny agent bezpieki nadal idzie w zaparte, czując w dodatku dyskretne przyzwolenie swoich przełożonych na brnięcie w kłamstwie, powinien zostać zdecydowanie przywołany do porządku, a nie chroniony autorytetem biskupów i całego Kościoła.
   
Opublikowanie materiału "Prawda i odpowiedzialność" nie przerwie, ani tym bardziej nie zakończy aktywności kapłanów i świeckich, zajmujących się bolesną dla Kościoła w Polsce tematyką. Pierwsi mogą teraz jednak poczuć się jak intruzi we własnym środowisku, drudzy muszą zaś liczyć się z coraz częstszymi oskarżeniami o działanie na szkodę Kościoła i dołączenie do jawnych wrogów chrześcijaństwa (wystarczy posłuchać Radia Maryja i poczytać "Nasz Dziennik"). Na szczęście prawdy nie da się ani zamieść pod dywan, ani schować pod korzec, ani na zawsze zakopać pod ziemią.
   
Obdarzony wolną wolą człowiek ponosi pełną odpowiedzialność za swoje czyny, w ich moralnej ocenie trzeba także brać pod uwagę intencje, jakimi się kierował. Dotyczy to zarówno gorących zwolenników, jak i ”hamulcowych” lustracji. W pełni zgadzam się więc ze słowami zakończenia dokumentu, opublikowanego przez komisję „Pamięć i troska”: „Każdy z nas stanie kiedyś na sądzie Bożym. Każdy z nas zostanie rozliczony ze słów i czynów, również z sądów, które wydał o bliźnich.”

Z Krakowa dla www.Poland.US
Jerzy Bukowski