No to się doczekaliśmy! Pradawna stolica Rzeczypospolitej, słynąca na cały świat licznymi zabytkami, dumna z zamieszkałych lub wywodzących się z niej najwybitniejszych twórców polskiej i europejskiej kultury oraz nauki, bogata w szkoły wyższe, kościoły i klasztory, miasto Jana Pawła II, krynica mądrości, ostoja drobnomieszczańskich cnót okazuje się być znana przybywającym do niej turystom głównie z atrakcji wymienionych w tytule, w takiej właśnie kolejności.
Nie ma się co łudzić, że przyciąga ich kulturalna i naukowa sława Krakowa. Takim "turystom" jest zupełnie obojętne, gdzie się upiją, narozrabiają i znajdą chętne do umilenia im kilkudziecięciogodzinnego pobytu dziewczyny nie najcięższych obyczajów. Kiedy okaże się, iż tytułowe atrakcje zapewnia po jeszcze niższych cenach inne miasto w środkowej Europie, przeniosą się tam bez najmniejszego żalu za podwawelskim grodem.
Do tej roli pretenduje Bratysława, chociaż częstotliwość lądowania w niej samolotów z Wielkiej Brytanii (właśnie stamtąd wywodzi się około trzech czwartych weekendowych przybyszów) oraz ilość pubów i przybytków erotycznych rozkoszy jest w niej jeszcze duża mniejsza niż w Krakowie. Pozostaje więc tylko mieć nadzieję, że stolica Słowacji już wkrótce prześcignie w tej materii byłą stolicę Polski, przejmując na siebie ciężar goszczenia bandy rozwrzeszczanych i nonstop pijanych młokosów.
Jak można jednak bardziej szlachetnie kojarzyć królewskie, stołeczne i papieskie miasto, skoro nawet akcja reklamowania jubileuszu 750-lecia jego lokacji oparta była na takim właśnie rozrywkowym schemacie, prezentującym Kraków jako miejsce, po pobycie w którym ciężko jest wrócić do siebie. I to na pewno nie z powodu przemęczenia się podczas zwiedzania zabytków.
Rozrabiający po nocach, mocni znietrzeźwieni i zachowujący się po chamsku Brytyjczycy, Skandynawowie, Niemcy, czy obywatele krajów Beneluksu zostawiają pod Wawelem sporo pieniędzy. Nie wiem jednak, czy o taką właśnie promocję miasta chodzi jego władzom. Powinny one wziąć pod uwagę, że z zaszczytnych wyżyn europejskiej stolicy kultury bardzo szybko można spaść do niechlubnej roli rynsztoka starego kontynentu.
Być może jest to słona cena, jaką musimy płacić za pierwsze lata przynależności do globalnej wioski, w której każda chata oferuje swym gościom głównie to, z czego słynie. Ale dlaczego właśnie Kraków ma tracić swój ogromny, pieczołowicie wypracowany w dużym trudzie na przestrzeni wieków przez wiele pokoleń zacnych mężów oraz cnotliwych niewiast prestiż i zdobywać wątpliwą sławę, proponując przybyszom z Zachodu prymitywne rozrywki, które mają u siebie w dowolnej ilości, tyle że za wyższą cenę? To nie licuje przecież z jego ponad tysiącletnią historią i pięknymi tradycjami.
Powyższe pytanie stawiam w formie wyzwania dla gminnego samorządu, któremu najwidoczniej wydaje się, że wszystko jest w największym porządku, skoro w przylatujących do Krakowa w piątki przez cały rok samolotach trudno o wolne miejsca, a latem na ulicach słychać rozmowy w niemal wszystkich językach świata. Magistrat nie chce jednak przyjąć do wiadomości, że najczęściej skupiają się one bynajmniej nie na podziwianych zabytkach, ale na zamawianiu zimnego piwa, hamburgerów i tanich dziewcząt do towarzystwa.
Miejski samorząd powinien się najpierw mocno zawstydzić, a potem poważnie zastanowić, jak szybko i skutecznie zmienić ten fatalny wizerunek Krakowa, rozprzestrzeniający się z prędkością błyskawicy po zachodniej Europie.
Z Krakowa dla www.Poland.US
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE