KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Czwartek, 21 listopada, 2024   I   09:40:38 AM EST   I   Janusza, Marii, Reginy
  1. Home
  2. >
  3. WIADOMOŚCI
  4. >
  5. Polska

Studenckie miłości a uczelniane przepisy czyli związki nieformalne w akademikach

04 listopada, 2013

Czy studenckiej parze wolno mieszkać w jednym pokoju w domu akademickim? Od razu wyjaśniam, że chodzi o tradycyjną parę, czyli o dziewczynę i chłopaka.

Jest to możliwe, ale z pewnymi zastrzeżeniami. Jak poinformował dziennik „Metro”, „od tego roku na osiedlu Politechniki Łódzkiej student może zamieszkać w jednym pokoju ze studentką”. I bynajmniej nie chodzi o jego siostrę ani o żonę. Taka para musi jednak spełnić jeden warunek: dostarczyć władzom uczelni pisemną zgodę rodziców obojga z nich.

To postanowienie wywołało ożywioną dyskusję wśród studentów i to nie tylko PŁ. Większość z zabierających w niej głos uznała ten wymóg za absurdalny, ponieważ sprawa dotyczy ludzi pełnoletnich, którzy decydują sami o sobie i nie muszą pytać rodziców o zgodę na wspólne zamieszkanie. Są też jednak podnoszone pewne wątpliwości.

„- Z miłością różnie bywa. Na początku jest różowo, a potem i awantury, i dramaty, i rozstania się zdarzają. Po co ma w tym uczestniczyć cały akademik?” - zastanawiał się w rozmowie z gazetą przewodniczący samorządu studentów z Uniwersytetu Łódzkiego Adrian Pałka.

Na jego uczelni, aby mieć szansę na wspólne zamieszkanie w akademiku, trzeba być małżeństwem lub mieć poważne zamiary, czyli pokazać rektorowi informację z Urzędu Stanu Cywilnego o wyznaczonej dacie ślubu.

„- Wtedy wiadomo, że to nie przelotna miłostka. Parze, która się pofatyguje do urzędu i zbierze wymagane dokumenty, naprawdę zależy na mieszkaniu razem. Poza tym, nikt nie sprawdza, czy do ślubu doszło” - dodał Pałka.

„Metro” ustaliło, jak jest w tej materii we Wrocławiu.

„Na Uniwersytecie Przyrodniczym sprawa wraca co roku i przepada. A specjalne pokoje są tylko dla małżeństw lub matek z dziećmi. Politechnika Wrocławska ma cały, świeżo wyremontowany <małżeński> akademik i pokoje dla małżeństw w drugim. W tym roku otworzy w nim przedszkole” - czytamy w gazecie.

Okazuje się, że uczelnie akceptujące związki nieformalne w akademikach to jednak wciąż w Polsce rzadkość, chociaż zdarzają się wyjątki.

„Uniwersytet Szczeciński zostawił swoim studentom wolną rękę już 9 lat temu. Dwójki w akademikach zajmuje tu ok. 100 par bez ślubu (na 1,5 tys. miejsc). Uczelnia nie wymaga żadnych dokumentów poświadczających ich uczucie. Pyta tylko o zdanie sąsiadów. To oni muszą oświadczyć na piśmie, że nie przeszkadza im mieszkanie w tzw. boksie z parą (dwa pokoje ze wspólną kuchnią i łazienką). Pokoje są tak rozdzielane, by inne piętra zajmowali studenci pierwszego roku, inne doktoranci, a jeszcze inne pary” - napisało „Metro”.

Inaczej drzewiej bywało. Za moich studenckich czasów (połowa lat 70. ubiegłego wieku) koedukacyjne pokoje w akademikach były tzw. marzeniem ściętej głowy. Czego nie dało się jednak załatwić formalnie i legalnie, załatwiano nieoficjalnie. Wielu życzliwych żaków wychodziło o określonych porach z dzielonego z zakochanym kolegą pokoju i cierpliwie czekało aż wyciągnie on pinezkę z drzwi, dając im sygnał do powrotu. Bywało i tak, że „waletowali” przez niejedną noc u sąsiadów, by umożliwić przyjacielowi romantyczne schadzki bez spoglądania na zegarek.

Aha, jeszcze jedno: nikt nie podejrzewał wówczas, że studenci tej samej płci mogą stanowić związek o innym charakterze niż „pokojowy”.


Jerzy Bukowski

Dziennik Polonijny
Polish Pages Daily News