Wyjaśniła się tajemnica „sponiewierania” Lecha Wałęsy na londyńskim lotnisku Heathrow przed powrotem do Polski. Jak ujawnił na swoim blogu publicysta „Tygodnika Powszechnego” Paweł Reszka, były Prezydent RP chciał wnieść na pokład samolotu w bagażu podręcznym cztery półtoralitrowe butelki szampana, którymi został obdarowany po londyńskiej premierze filmu Andrzeja Wajdy o nim pt. „Człowiek z nadziei”.
Bywały w świecie, a więc dobrze znający przepisy dotyczące podróży lotniczych były przewodniczący „Solidarności” zlekceważył przepisy i zamiast włożyć flaszki do bagażu głównego chciał wnieść je do samoloty w podręcznym.
„Przy wyjściu z saloniku VIP prześwietlono bagaż byłego prezydenta. Okazało się, że na ekranie widać butelki. Walizka została otwarta, zaś butelki wydobyte na światło dzienne. Zimni brytyjscy kontrolerzy użyli bezdusznego argumentu: <VIP, nie VIP. Na pokład samolotu można wnieść płyny w 100-mililitrowych pojemnikach. Butelki szampana mocno przewyższają tę normę>” - napisał Reszka.
Nie chodziło więc ani o majtki, ani o skarpetki, jak to usiłował tłumaczyć polskiej opinii publicznej Wałęsa, usiłując przerzucić odpowiedzialność za żenujące wydarzenie na Heathrow na ambasadę RP w Londynie, ale o 6 litrów bąbelków, które najwidoczniej uderzyły mu do głowy jeszcze przed otwarciem butelek, a tak naprawdę znacznie, znacznie wcześniej.
Na szczęście Lech Wałęsa nie został zmuszony do wypicia pokaźnej ilość alkoholu na miejscu, nie wylano go też do toalety. Ogromne butelki przejął pracownik ambasady i z pewnością trafią one w końcu do ich właściciela, być może w poczcie dyplomatycznej.
Wstyd jednak pozostał.
Jerzy Bukowski
Dziennik Polonijny
Polish Pages Daily News
KATALOG FIRM W INTERNECIE