KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Środa, 27 listopada, 2024   I   09:35:36 AM EST   I   Franciszka, Kseni, Maksymiliana
  1. Home
  2. >
  3. WIADOMOŚCI
  4. >
  5. Polska

Dawny agent wodzi za nos naiwnych(?) dziennikarzy

17 października, 2013

O tym, że funkcjonariusze służb specjalnych w PRL (podobnie zresztą jak w innych krajach zniewolonych przez Związek Sowiecki) stanowili zwartą kastę ludzi bezwzględnie lojalnych wobec siebie, swoich przełożonych, podwładnych oraz pozyskanych tajnych współpracowników i kontaktów operacyjnych nie trzeba przekonywać nikogo, kto choć trochę zna specyfikę działania tamtych formacji, których jedynym zadaniem było utrzymywanie porządku i eliminowanie wszelkich zagrożeń dla komunistycznej władzy. Wpojone im wówczas zasady potrafili zachować nie tylko przez cały okres swojej pracy, ale również po odejściu z funkcji. Oficer służb specjalnych pozostaje nim bowiem do końca życia, przynajmniej w sferze mentalnej.

Jeżeli niektórzy z nich decydują się obecnie opowiedzieć coś dziennikarzom, to bardzo często robią to na polecenie dawnych zwierzchników i bynajmniej nie po to, aby ujawnić prawdę, lecz przeciwnie: aby nadal dezinformować. Zdarzają się wśród nich, oczywiście wyjątki, czyli osoby, które uwierzyły, że po 1989 roku nastąpiła istotna zmiana polityczna i można już szczerze wyznać skrywane tajemnice, ponieważ komunistyczna lojalność przestała obowiązywać. Tacy nadmiernie gadatliwi funkcjonariusze są jednak dosyć szybko uciszani, niekiedy raz na zawsze.

Prym wiodą jednak w mediach ci, którzy w dalszym ciągu realizują swoje zadania, co dzisiaj nie oznacza już konieczności eliminowania zagrożeń (także poprzez fizyczną likwidację ich nosicieli), ale sugestywne przekonywanie opinii publicznej, że ich dawna działalność miała patriotyczny charakter, a oni sami byli prawymi Polakami nienawidzącymi moskiewskich przełożonych i tak naprawdę walczącymi o odzyskanie niepodległości przez Rzeczpospolitą. Niestety, znajdują się dziennikarze, którzy są im skłonni wierzyć, a to oznacza zarażenie części czytelników - także młodych, nie pamiętających czasów PRL - komunistycznymi miazmatami

Tak właśnie zachowuje się Tomasz Turowski, były oficer wywiadu, który udzielił długiego wywiadu Agnieszce Kublik i Wojciechowi Czuchnowskiemu z „Gazety Wyborczej”. Bardzo sugestywnie przekonuje naiwnych rozmówców, że jego zadaniem w Watykanie była tak naprawdę… dyskretna obrona Jana Pawła II przed ewentualnymi zamachami, przyznając zarazem, że dostał rozkaz zdobywania i przekazywania centrali (czyli de facto szefostwu KGB, a pewnie i GRU) wszelkich informacji o zauważonych lukach w systemie ochrony papieża Polaka.

Warto przypomnieć, że Komitet Centralny Komunistycznej Partii Związku Sowieckiego już w listopadzie 1979 roku wydał KGB polecenie, by „zapobiec nowemu kierunkowi w polityce, zapoczątkowanemu przez polskiego papieża, a w razie konieczności - sięgnąć po środki wykraczające poza dezinformację i dyskredytację”, co ostatnio ujawnił na portalu Frondy Jakub Jałowiczor.

- „Środki wykraczające poza dezinformację i dyskredytację” to eufemistycznie nazwany wyrok śmierci (opieram się tu na książce Johna Kohlera „Chodzi o papieża”, w której ujawniono ten dokument). Pod rozkazem podpisali się członkowie KC, w tym, co ciekawe, Michaił Gorbaczow - przypomniał Jałowiczor.

We wspomnianym wywiadzie pt. „Kret w Watykanie. Prawda Turowskiego” komunistyczny agent w Rzymie nie kryje, że jego przełożony Sylwester Flak nakazał mu w Boże Narodzenie 1979 roku zdobywać informacje na temat bezpieczeństwa Jana Pawła II. Turowski wmawia rozmówcom, że chodziło wyłącznie o dobro Ojca Świętego, ponieważ ewentualny zamach miałby przynieść PRL szkody na forum międzynarodowym, a Kublik i Czuchnowski łykają to kłamstwo tak, jakby urodzili się wczoraj oraz nie wiedzieli, iż od początku swego pontyfikatu Jan Paweł II był na celowniku sowieckich służb specjalnych, których faktyczną, aczkolwiek nie formalną częścią były ich polskie odpowiedniki.

- Krótko mówiąc, w listopadzie zapada na Kremlu decyzja o ewentualnej likwidacji papieża, a w grudniu agent z satelickiego państwa dostaje rozkaz śledzenia jego ochrony - dodał Jałowiczor.

Turowski bez żenady powiedział dziennikarzom „GW”:

„- Przypominam sobie rozmowę z pułkownikiem Flakiem o moich raportach. To było w Magdalence, on mówi tak: Jeśli możesz, to dawaj informacje o bezpieczeństwie Jana Pawła II.”

A my mamy uwierzyć, że te cenne wiadomości zza Spiżowej Bramy były gromadzone po to, aby polska Służba Bezpieczeństwa mogła skutecznie chronić papieża przed jej moskiewskimi zwierzchnikami. Jeśli by tak było, Tomasz Turowski powinien zostać ukarany i wyrzucony z pracy już 13 maja 1981 roku, kiedy okazało się, że jego piękna patriotyczna misja nie zapobiegła zamachowi na Jana Pawła II.

To, że były funkcjonariusz znakomicie nadal wypełnia swoje zadania nie dziwi mnie ani trochę. Zastanawiam się natomiast, jaką rolę grają w tej maskaradzie Agnieszka Kublik i Wojciech Czuchnowski oraz kto jest jej reżyserem.


Jerzy Bukowski

Dziennik Polonijny
Polish Pages Daily News