Tracący znaczenie, poważanie i szansę na reelekcję polityk jest zdolny do wszystkiego, aby tylko choćby na moment zaistnieć w świadomości rodaków i przypomnieć o sobie potencjalnym wyborcom. Wydaje mu się, że im większą bzdurę ogłosi publicznie, tym łatwiej przebije się z nią do mediów i skupi na sobie ich uwagę.
Specjalistą w takim zachowaniu jest europoseł Marek Migalski, który uzyskał swój mandat z ramienia Prawa i Sprawiedliwości, porzucając później tę partię na rzecz efemerydy, jaką jest nie mające żadnych perspektyw na wyborcze sukcesy ugrupowanie pod nazwą Polska Jest Najważniejsza. Jeśli polityków PJN nie przygarnie pod skrzydła nowej partii Jarosław Gowin, czeka ich spektakularna porażka oraz zniknięcie na zawsze ze sceny życia publicznego.
Migalski dwoi się więc i troi, aby zaskarbić sobie sympatię Polaków, wymyślając co pewien czas równie efektowne jak głupie koncepcje, nad którymi można jedynie pokiwać głową z politowaniem.
Ostatnio wystąpił na łamach „Rzeczypospolitej” z propozycją wprowadzenia w naszym kraju powszechnego dostęp do broni jako alternatywy dla utrzymywania kosztownej armii. I nie jest to niestosowny żart, ale całkiem poważny - oczywiście wyłącznie według samego pomysłodawcy - projekt.
Na szczęście opatruje go ważnym zastrzeżeniem: „Uwagi powyższe są refleksjami laika. Nie jestem specjalistą od wojny, wojska i uzbrojenia. W Parlamencie Europejskim zajmuję się sprawami wschodnimi oraz kulturą i edukacją. Ale owe uwagi nie są chyba pozbawione logiki.”
Z pierwszymi trzema zdaniami można się zgodzić, z ostatnim wręcz przeciwnie. Migalski twierdzi bowiem, że środki budżetowe przeznaczane na obronę są z jednej strony niewystarczające, z drugiej zaś zbyt duże. Zamiast więc dozbrajać wojsko, lepiej pozwolić każdemu obywatelowi trzymać zakupioną za własne pieniądze broń w domu bez możliwości wynoszenia jej na zewnątrz. W ten sposób uświadomilibyśmy „państwom ościennym, że w razie ataku będą musiały walczyć nie tylko z kilkudziesięcioma tysiącami zawodowych żołnierzy, ale także z milionami polskich patriotów, którzy - uzbrojeni w prywatne pistolety i karabiny - mogą stanąć im na drodze”.
Zawsze byłem zwolennikiem tezy, że nawet mądrzy ludzie bardzo szybko głupieją, wchodząc do polityki. Migalski jest żywym dowodem jej słuszności. Rozsądny niegdyś i rzeczowy politolog całkiem „odjechał” w momencie, kiedy porzucił uczelnię na rzecz poselskiej kariery. Nie zważając na to, że ośmiesza i kompromituje siebie, a zarazem zniechęca do głosowania na swoją partię, na poważnie twierdzi, że jako potomkowie husarzy możemy wcielić w życie słowa „Roty”: „twierdzą nam będzie każdy próg”, licząc iż spełni się także następny wers: „tak nam dopomóż Bóg”, ale zapominając o starej prawdzie, wedle której „Bóg jest po stronie liczniejszych batalionów”.
Gdyby Marek Migalski poszedł w ślady ekscentrycznego Janusza Korwina-Mikkego od wielu lat domagającego się powszechnego dostępu do broni w celu zwiększenia indywidualnego bezpieczeństwa obywateli, włączyłby się w ważną i ciekawą dyskusję. Jeśli chce jednak uzupełnić armię uzbrojonymi w broń ręczną (bo chyba nie w działa i czołgi) rodakami, wystawia sobie - jako politykowi - fatalne świadectwo.
Jerzy Bukowski
Dziennik Polonijny
Polish Pages Daily News
KATALOG FIRM W INTERNECIE