Bardzo nie podoba mi się wykorzystywanie przez kogokolwiek (głównie dotyczy to polityków) symboli czy też znaków, które kojarzą się jednoznacznie z ważnym wydarzeniem historycznym lub istotną w dziejach ideą, nawet jeśli ten ktoś ma uzasadnione swoim dotychczasowym dorobkiem powody, aby czuć się ich moralnym spadkobiercą.
Nie mam najmniejszej wątpliwości, że spośród wszystkich naszych partii politycznych to właśnie Prawo i Sprawiedliwość ma największe zasługi w zakresie prowadzenia zgodnej z duchem niepodległości polityki historycznej. Nieprzypadkowo do tego ugrupowania lgną kombatanci, udzielając mu widocznego wsparcia w kolejnych kampaniach wyborczych.
Mimo to niesmak budzi we mnie wykorzystywanie przez PiS jednoznacznie kojarzącej się z Powstaniem Warszawskim litery „W” w obecnej kampanii referendalnej. Wprawdzie prezes partii twierdzi, że nie jest to wcale bezpośrednie nawiązanie do godziny „W”, ale trudno jest przyjąć takie tłumaczenie, na co zresztą zwróciło uwagę wielu weteranów Polski Podziemnej.
Pewne symbole są już na trwałe przypisane określonym wydarzeniom lub ideałom, trzeba być więc bardzo ostrożnym w ich używaniu dla potrzeb bieżącej walki politycznej. Tak samo nie podobało mi się, kiedy do tradycji Powstania Warszawskiego odwoływały się prezydent stolicy Hanna Gronkiewicz-Waltz oraz feministki.
Jeżeli mamy uczyć młode pokolenia Polaków szacunku dla narodowych imponderabiliów, musimy piętnować wszelkie nadużywanie ich przez polityków, nawet w szczytnych celach.
Jerzy Bukowski
Dziennik Polonijny
Polish Pages Daily News
KATALOG FIRM W INTERNECIE