Ilekroć słyszę i czytam w mediach głównego nurtu wyrazy głębokiego oburzenia, że oto gdzieś w Polsce ktoś znowu ochlapał czerwoną farbą jakiś sowiecki pomnik lub namalował hasło na monumencie sławiącym Armię Czerwoną, tylekroć zadaję sobie pytanie, czy ci sami dziennikarze reagowaliby w taki sam sposób, gdyby po II wojnie światowej pozostały na terenie naszego kraju pomniki ku czci III Rzeszy, żołnierzy Wehrmachtu lub funkcjonariuszy SS, a młodzi patrioci dokonywaliby na nich zamachów.
O bohaterach Armii Krajowej (zwłaszcza z Szarych Szeregów), którzy z narażeniem życia atakowali podczas okupacji niemieckie symbole panowania nad Polską wyrażamy się z nieodmiennym uznaniem i nikt nie stawia im absurdalnego zarzutu, że działali wbrew obowiązującemu wówczas na naszych ziemiach prawu narzuconemu siłą przez wroga.
W naturalny, zdroworozsądkowy, ale także zgodny z artykułem 13 obecnej Konstytucji RP wyrażającym sprzeciw wobec dalszemu istnieniu w przestrzeni publicznej niepodległej przecież Polski sowieckich pomników (np. w Warszawie, w Nowym Sączu, w Legnicy) młodym ludziom nikt oficjalnie nie powie zaś dobrego słowa, nie uzna, że swoimi działaniami ratują honor suwerennej ojczyzny, o który nie umieją właściwie zadbać jej państwowe i samorządowe władze. Wręcz przeciwnie, przyłapani na gorącym uczynku lub wyśledzeni przez organa ścigania są stawiani przed sądami, na szczęście potrafiącymi niekiedy oddać im sprawiedliwość, czyli wydać wyrok zgodny z prawem i z pamięcią historyczną, jak stało się to w lipcu br. w stolicy.
Jak długo jeszcze medialny mainstream - wspierany przez polityków rządzącej dzisiaj koalicji - będzie udawał, że komunizm to jednak coś lepszego niż nazizm i faszyzm, starając się zarazić tym wierutnym kłamstwem jak najwięcej rodaków?
Jerzy Bukowski
Dziennik Polonijny
Polish Pages Daily News
KATALOG FIRM W INTERNECIE