Zgodnie ze starym powiedzeniem: „węgiel na zimę kupuj latem” władze Zakopanego martwią się już o następny sezon narciarski, który zapowiada się nieciekawie, co przełoży się na zmniejszone zyski i miasta, i jego mieszkańców.
Niestety, wiele wskazuje na to, że popularne zwłaszcza wśród mniej wytrawnych miłośników białego szaleństwa trasy zjazdowe na Butorowym Wierchu i na Gubałówce będą nadal zamknięte.
W pierwszym przypadku chodzi o zadawniony konflikt dyrekcji Polskich Kolei Linowych z właścicielami terenów, którzy już kilka lat temu zagrodzili trasę narciarską i nie godzą się na proponowane im kompromisowe rozwiązania, czyli mówiąc wprost kwestionują wysokość opłat za korzystanie z nich przez narciarzy i snowboardzistów. W efekcie tracą wszyscy.
Podobny problem jest na pobliskiej Gubałówkę, gdzie analogiczny spór trwa z nieprzejednaną w walce o swoje rodziną Byrcynów.
Co gorzej, niejasne są również losy wyciągu krzesełkowego przy stoku slalomowym na Nosalu. Stary odmówił już posłuszeństwa, a na nowy potrzebna jest zgoda kilku właścicieli terenu, na którym funkcjonuje: Centralnego Ośrodka Sportu, Tatrzańskiego Parku Narodowego i osób prywatnych. Nie mogą one dojść do porozumienia, inwestycja stoi więc w miejscu.
Wiele mówi się ostatnio o potrzebie unowocześniania i rozbudowywania narciarskiej infrastruktury w Polsce, aby przynajmniej część rodaków wybierała krajowe stoki zamiast słowackich, dolomickich i alpejskich. I są regiony, gdzie można mówić o znaczących sukcesach w tej materii, nawet niezbyt daleko od Zakopanego.
Szkoda, że zimowa stolica Polski daje zły przykład, systematycznie tracąc swoją renomę. Jeden Kasprowy Wierch to zdecydowanie za mało, aby skutecznie rywalizować z gminami umiejącymi radzić sobie z nieprzezwyciężalnymi pod Tatrami problemami.
Jerzy Bukowski
Dziennik Polonijny
Polish Pages Daily News
KATALOG FIRM W INTERNECIE