Ten temat powraca w każde lato, a już zwłaszcza w tak upalne jak tegoroczne: jak ulżyć koniom ciągnącym pełne turystów wozy (tzw. fasiągi) z Palenicy do Morskiego Oka?
„Metro” sugeruje, że mogłyby je zastąpić auta elektryczne. Inwestycja w nie zwróciłaby się zaledwie w kilka tygodni.
„W wakacje przy dobrej pogodzie Morskie Oko odwiedza ponad 10 tys. turystów dziennie. Choć droga jest asfaltowa, to trzeba iść pod górę - z ostatniego parkingu przy Palenicy ponad 8 km, różnica wzniesień ponad 400 m. Wielu kusi się na podwózkę furą do Polany Włosienica. Woźnice mogą zabrać maks. 14 dorosłych naraz, ale nierzadko dochodzą do tego dzieci i plecaki. Konie ledwo zipią. Aktywiści Fundacji Viva! postanowili skończyć z ich męczarniami” - czytamy w bezpłatnym dzienniku.
W ramach ich starań przy zakopiańskim dworcu zawisł plakat przedstawiający słynnego Jordka leżącego w agonii obok fasiąga; to właśnie od jego śmierci kilka lat temu zaczęła się dyskusja na temat dramatcznego losu koni na drodze do Morskiego Oka.
„Na telebimie przy Krupówkach emitowany jest spot zachęcający turystów do rezygnacji z konnego transportu. Uruchomiono stronę Ratujkonie.pl, gdzie można przeczytać raport Tatrzańskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami na temat eksploatowania 235 zwierząt pracujących na trasie do Morskiego Oka w 2012 r. (dane udostępnił m.in. Tatrzański Park Narodowy i Polski Związek Hodowców Koni)” - napisano w „Metrze”.
Okazuje się, że co piąty koń z tej grupy już nie żyje.
„- W zeszłym roku trzy padły. Jeden miał tylko 4 lata i padł po 11 miesiącach pracy. Od początku zeszłego roku do połowy czerwca br. do rzeźni trafiły aż 44 konie, w tym zwierzęta 4- i 5-letnie, czasami po zaledwie kilku miesiącach pracy na trasie do Morskiego Oka” - powiedział gazecie szef Fundacji Viva! Cezary Wyszyński, który domaga się od wydającej woźnicom licencje dyrekcji TPN całkowitej likwidacji transportu konnego na tej trasie.
Pod petycją podpisało się już 11 tysięcy osób (link na www.ratujkonie.pl).
„- Mam nadzieję, że ten społeczny odzew przekona TPN i być może już w przyszłym sezonie koni tu nie będzie” - wyraził swoją nadzieję Wyszyński.
Wicedyrektor Parku Zbigniew Krzan uważa jednak, że likwidacja transportu konnego nad Morskie Oko w ogóle nie wchodzi w grę. W jego opinii czworonogi wcale nie są męczone i aby to udowodnić zamierza wspólnie z przedstawicielami Fundacji przeprowadzić koniom testy wysiłkowe.
„- Konie zawsze pracowały, bo taką mają rolę. Cieszmy się z tego, że dzięki konnym przewozom nad Morskie Oko ludzie mają pracę i mogą zarabiać” - dodał w rozmowie z gazetą Zbigniew Proszowski z zarządu Starostwa Powiatowego w Zakopanem i zasugerował, że ktoś może chcieć zarobić na likwidacji konnych przewozów, mając na myśli firmy gotowe wejść na tę trasę z samochodami elektrycznymi.
Wyszyński przyznał, że zastąpienie koni ekologicznymi autami o napędzie elektrycznym jest jednym z celów rozpoczętej przez jego fundację akcji. Gdyby dyrekcja TPN je zakupiła i udostępniła fiakrom, nikt nie straciłby pracy.
Prezes prywatnego Branżowego Ośrodka Badawczo-Rozwojowego Maszyn Elektrycznych „Komel” w Sosnowcu doktor habilitowany inżynier Jakub Bernatt wypożyczył elektryczny ciągnik w jednej z krajowych firm zajmujących się produkcją takich pojazdów i przeprowadził w czerwcu test.
„- Z wiadomych względów próba nie mogła się odbyć na trasie do Morskiego Oka, więc wybraliśmy trasę o podobnej długości i nachyleniu, prowadzącą z Wisły na Salmopol. Jadąc ze średnią prędkością 20 km na godz. maszyna nie miała problemów z wciągnięciem ważącego 1,3 tony forda mondeo (zbliżona waga do wozu wypełnionego turystami). Dziś są na rynku pojazdy, które z powodzeniem woziłyby turystów nad Morskie Oko” - powiedział „Metru”.
Szacuje on, że ciągnik można kupić za około 80 tysięcy złotych. Koszty zwróciłyby się więc po mniej więcej półtora miesiąca wakacyjnej pracy.
„- Problemem byłoby uzupełnianie energii. Po każdym kursie lub dwóch pojazd musiałby przynajmniej przez godzinę doładowywać akumulator. Ale można sobie wyobrazić stację zasilania gdzieś na Palenicy” - dodał dr Bernatt.
Przy wjeździe na wzniesienie podobne do Morskiego Oka z ładunkiem o podobnej wadze jak wypełniony turystami fasiąg, zużywa się energii za 2 zł. Zjazd jest bezkosztowy.
„Zakładając cztery kursy nad Morskie Oko dziennie i 26 dni pracy w miesiącu, koszty energii wyniosłyby 208 zł. Za takie pieniądze nie damy rady utrzymać ciężko pracującego konia. Wóz z koniem: zakładając, że woźnica bierze średnio na furę 12 turystów do Morskiego Oka (kurs w górę kosztuje dziś turystę 40 zł) i ma tylko w połowie zapełnioną furę, wracając (zjazd jest tańszy - 30 zł), z jednego kursu wyciągnie 660 zł. Ciągnik elektryczny: zakładając cztery kursy nad Morskie Oko dziennie i 26 dni pracy w miesiącu, przez miesiąc kierowca ma 68,6 tys. zł utargu” - podsumowało „Metro”.
Czy ten nowatorski, ekologiczny i odciążający konie pomysł spodoba się jednak nawykłym do tradycyjnych metod wożenia turystów góralom? Śmiem wątpić, zwłaszcza po cytowanych wyżej wypowiedziach przedstawiciela TPN i Starostwa Powiatowego w Zakopanem.
Stanisław Dębicki
Dziennik Polonijny
Polish Pages Daily News
KATALOG FIRM W INTERNECIE