...Pragnę zasłużyć na miano dobrego Polaka. Taki jest ostatni wers uczniowskiego ślubowania. Składa je każdy uczeń pierwszej klasy. I już to samo stanowi dla młodego chłopca czy dziewczynki moralny nakaz przestrzegania nie tylko szkolnego regulaminu, ale przede wszystkim wewnętrzny obowiązek nauki i - choć to zabrzmi nieco górnolotnie - patriotyzmu. Wobec trudnych zjawisk, jakie dziś towarzyszą polskiej oświacie, wobec osłabienia nauczycielskiego autorytetu, agresji uczniów, spadającego poziomu nauki, potrzebne są mądre działania, które przywrócą szkole jej podstawowe prawa i obowiązki. I tu nie pomogą żadne odgórne zalecenia i rygory, jeżeli nie znajdzie się mądry nauczyciel. Taki, który pokocha młodzież jemu poddaną, pokocha swój zawód, będzie wymagający i jednocześnie zżyty z młodzieżą. Odnalazłem taką szkołę w Krakowie. Gimnazjum imienia Stanisława Konarskiego na ulicy Bernardyńskiej, dokładnie u stóp Wawelu. Dyrektorem szkoły jest mgr Mariusz Graniczka.
- Nie wiem, czy patriotyzmu można się nauczyć, w dosłownym znaczeniu słowa. To wynosi się z domu, z rodziny. W tym się wzrasta, z tym się obcuje, to się w sobie nosi od wczesnych lat. Od Kraka i Lecha trzeba się z tym oswajać. I znać Sobieskiego, Kościuszkę, księdza Skorupkę, chłopaków z Szarych Szeregów. I Jana Pawła II. Ja w tym wszystkim wzrastałem od dzieciństwa i pewnym momencie pomyślałem, że te nauki trzeba przekazywać młodym ludziom. A przecież ja także chodziłem do szkoły, w której nauczyciel historii zapytany o Katyń najpierw mówił, że nic takiego nie było, a jeżeli już, to tej zbrodni dokonali Niemcy. Zaś agresja sowiecka z 17 września przedstawiana była jako bratnia pomoc armii czerwonej. Wszystko według wykładni nadwornego historyka peerelu, Kowalskiego. Ale z drugiej strony, kto chciał, ten słuchał Wolnej Europy, czytał książki drugiego obiegu i dowiadywał się prawdy zatajonej. A ja miałem jeszcze rodzinę kresową.
Kiedy w 1992 roku przyszedłem do tej szkoły, to obraz Józefa Piłsudskiego powiesiłem w sekretariacie, ta scena z obrazu Kossaka "Cud nad Wisłą" stała się dla mnie pewnego rodzaju drogowskazem. Być takim samym! Studia historyczne rozpocząłem w najpiękniejszym roku osiemdziesiątym pierwszym, pierwszym roku wolności, choć ona trwała raptem kilkanaście miesięcy. Aleśmy się nią przecież zachłysnęli. Potem w warszawskiej "Bellonie" natknąłem się na grafikę Grottgera, natychmiast ją kupiłem, oprawiłem, teraz wisi na szkolnym korytarzu "Jedynki". Aż trudno wyobrazić sobie bardziej patriotyczne obrazy, niż te właśnie grottgerowskie
Pyta pan o akcenty patriotyczne w wychowaniu szkolnym. Ot, choćby Grottger, choćby te hasła na korytarzu (m.in. Krasickiego Święta miłości kochanej ojczyzny, czują cię tylko umysły prawdziwe), czy sztandar szkoły wiszący nie w gabinecie dyrektora, ale na specjalnym miejscu na korytarzu. Ale to tylko wstęp. Mamy uroczyste apele związane ze świętami państwowymi, młodzież zawsze w galowych strojach, 11 listopada u trumny Marszałka składamy wiązanki kwiatów, urządzamy okolicznościowe poranki. Przygotowaliśmy spektakl poświęcony Lwowowi i tak się przypadkowo zbiegło, że został on wystawiony 23 czerwca 2005 roku w przeddzień oficjalnego otwarcia cmentarza Obrońców Lwowa. Wpajam młodzieży mądre hasło, że wolność nie jest nam nigdy dana na zawsze. Walczymy o nią każdego dnia i uświadamiam uczniom, że nie musi to być taka walka, jaką toczyli o wolność nasi ojcowie. Mamy uroczyste msze święte na początku i na zakończenie każdego roku szkolnego, msze w rocznicę sowieckiego najazdu na Polskę i msze patronalne i wtedy jest zaślubienie uczniów pierwszych klas gimnazjalnych. Są i msze przed egzaminami, kiedyś w Częstochowie, dziś w sanktuarium w Łagiewnikach. Idziemy ulicami Krakowa, w szyku i ze sztandarem. Taka jest nasza tradycja. Nie wolno wychowywać w duchu relatywizmu, jak to było w latach dziewięćdziesiątych, kiedy np. nie można było wybudować muzeum Powstania Warszawskiego, albo żyć według hasła róbta co chceta.
Ale jest jeszcze coś najbardziej wartościowego w patriotycznym wychowaniu młodzieży: wycieczki na dawne polskie Kresy, dziś to m.in. Ukraina. Kresy południowe, to droga począwszy od Żółkwi przez Lwów, Podhorce, Krzemieniec, Zbaraż, Jazłowiec, Kamieniec Podolski, Chocim, Kołomyję, Stanisławów, Borysław i powrót do Krakowa. Objeżdżamy w ten sposób całą Galicję Wschodnią. Druga część wyjazdów, to Kresy północne, czyli z Białorusią dzisiejszą i Litwą (dochodzi jeszcze Łotwa i Estonia) i praktycznie rokrocznie wyjeżdżamy na te tereny, a tam przecież cała historia Polski. Wyjeżdżają także inne krakowskie szkoły na dawne Kresy Rzeczypospolitej, ale chyba żadna z nich nie ma tak rozbudowanego programu. Polskiego i patriotycznego.
Młodym ludziom trzeba mówić, jak przed drugą wojną przebiegała granica na Kresach, jakie kulturowe, gospodarcze i w ogóle cywilizacyjne osięgnięcia miała Polska na tamtych terenach. My sami, nie będąc tam teraz, nie zdajemy sobie sprawy, cośmy na Kresach utracili. Trzeba w Żółkwi dotknąć czarnego granitu grobowca hetmana Stanisława Żółkiewskiego, aby doświadczyć samemu wspaniałej lekcji historii. Albo być nad grobem Salomei Słowackiej w Krzemieńcu, gdzie nad miastem króluje góra Bony. Na grobie matki Piłsudskiego na cmentarzu na Rossie w Wilnie czytamy inskrypcję Matka i Serce Syna - można by powiedzieć, że jest to kwintesencja człowieczeństwa, miłości matki do syna i odwrotnie. I wreszcie tamtejsze groby legionistów, to wszystko spina się jedną, wielką klamrą, której na imię Polska. Jeszcze do niedawna widoczne tam były ślady kul na grobowcu, przed którym przed wojną stała całodobowa warta. Ostatnia żołnierska warta padła we wrześniu 1939 roku, zamordowana przez sowieckich żołdaków. W Bohatyrowiczach, w dzisiejszej Białorusi spotykamy się z panią Teresą Bohatyrowicz, z ostatnią z żyjących z tego rodu; wiadomo Eliza Orzeszkowa i jej "Nad Niemnem". A w zakolu Niemna górka powstańców, grób poległych tam czterdziestu powstańców, tym zresztą akcentem rozpoczyna się powieść Orzeszkowej. To wszystko uczy pokory i szacunku dla zmarłych. Historia się materializuje.
Uczniowie Jedynki zdobywają nagrody w konkursach przedmiotowych na szczeblu wojewódzkim, głównie zresztą z historii, rokrocznie mamy tu kilku laureatów, kilkunastu finalistów. Bardzo często tematem tych prac są właśnie Kresy. Dla mnie miarą patriotyzmu jest stosunek do kresów, zresztą część mojej rodziny wywodzi się spod Borysławia i Drohobycza.
Te nasze wyjazdy na Kresy, to nie tylko poznawanie nowych miejsc dawnej Polski, ale także zawozimy tam książki, przybory szkolne i rzeczy codziennego użytku. A także zapraszamy tamtejszą młodzież do nas, do Krakowa. Byli już uczniowie z Gródka Podolskiego, w tym rejonie mieszka dziś 15 tysięcy Polaków, to miasto nie należało do Polski i może właśnie dlatego w czasie ukraińskich czystek na Wołyniu i Podolu Polacy się ostali. W zeszłym roku gościliśmy polskich uczniów z Litwy, głównie z rejonu, gdzie urodził się Piłsudski (Zułów, powiat święciański). Ponieważ własnymi siłami nie moglibyśmy tego wszystkiego dokonać, pomagają nam sponsorzy, m.in. krakowski "Wawel", ten od czekolad, dyrektor firmy jest wielkim zwolennikiem Kresów. Pomaga nam także wydawnictwo "Biały Kruk", wspiera nas wspaniałymi albumami.
Na Litwie wszystkie dzieci polskie mówią po polsku, na Ukrainie bywa różnie. Tam wszędzie żyje się biednie, zwykle są to proste rodziny, bo te z górnej półki wymordowali bądź wypędzili sowieci i Ukraińcy. Na Litwie nie bez winy byli także kolaborujący z Niemcami Litwini.
Mariusz Graniczka, mgr historii, studia podyplomowe na wydziale prawa administracyjnego UW. Nauczyciel historii i dyrektor krakowskich szkół, od 1992 roku dyrektor Gimnazjum nr 1 w Krakowie.
Magazyn "Centrum"
KATALOG FIRM W INTERNECIE