Taka reakcja rzadko towarzyszy ogłaszaniu sądowych wyroków. Są jednak sytuacje, w których trudno powstrzymać emocje. Wcale nie dziwię się więc, że gromkimi brawami i spontanicznym odśpiewaniem hymnu państwowego przyjęła zgromadzona w katowickim sądzie publiczność wyroki pozbawienia wolności dla 15 funkcjonariuszy plutonu specjalnego ZOMO, którzy strzelali do górników kopalni \"Wujek\" 16 grudnia 1981 roku.
Jak słusznie powiedział Lech Wałęsa, sprawiedliwość dosięgła na razie tylko wykonawcę, czyli miecz. Może nadejdzie jednak czas na wyciągnięcie konsekwencji także wobec ręki, która nim władała i głowy, wydającej dyspozycje. Okazuje się bowiem, że konsekwencja adwokatów - procesowych pełnomocników rodzin ofiar pacyfikacji kopalni "Wujek" przynosi wreszcie efekty. Można więc z nadzieją i optymizmem patrzeć w przyszłość, znaczoną kolejnymi rozprawami, w których na ławie oskarżonych będą zasiadać coraz wyżsi przełożeni skazanych zomowców.
Od samego początku było oczywiste, że sprawa jest wyjątkowo trudna. Nikt nie miał wątpliwości co do tego, kto ponosił moralną i polityczną odpowiedzialność za śmierć górników, ale wielu wyrażało daleko posunięty sceptycyzm co do możliwości udowodnienia indywidualnej winę konkretnym zomowcom i ich przełożonym. Teraz, kiedy zapadły pierwsze wyroki, zarysowała się szansa na złamanie zmowy milczenia. Jeśli sąd apelacyjny nie uchyli kar dla skazanych członków plutonu specjalnego, może wróci im pamięć i zechcą powiedzieć, od kogo i jakie otrzymali rozkazy przed udaniem się z bronią palną do kopalni "Wujek".
Obraz wzruszonych ludzi, śpiewających na sądowej sali "Jeszcze Polska nie zginęła", na trwałe zapisze się w zbiorowej świadomości naszego narodu.
Z Krakowa dla www.Poland.US
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE