Pisałem już tutaj, że Prokuratura Rejonowa Warszawa Praga-Północ odwołała się od decyzji Sądu Rejonowego dla tej dzielnicy o oddaleniu aktu oskarżenia w sprawie oblania 17 września 2011 roku czerwoną farbą pomników Polsko-Sowieckiego Braterstwa Broni na placu Wileńskim w Warszawie i Wdzięczności Armii Czerwonej w parku Skaryszewskim.
„Nasz Dziennik” dotarł do treści tego zażalenia.
Prokuraturze nie podobają się „jednostronne światopoglądowo” dowody, poglądy moralne i brak „bezstronności” sądu, który uniewinnił dwóch młodych ludzi (okazało się, że byli to harcerze) z zarzutu zdewastowania tych - jak uznała sędzia Ewa Grabowska - obiektów.
Według składającej zażalenie prokurator Katarzyny Rudnickiej-Basteckiej „sąd dokonał niezwykle jednostronnej oceny zgromadzonego w sprawie materiału dowodowego, kierował się światopoglądowymi i moralnymi rozważaniami, które nie mogą mieć miejsca w tego typu, drażliwych z punktu widzenia polskiej historii, sprawach; poglądy moralne i polityczne nie mogą wpływać na podejmowanie decyzji o umorzeniu przeciwko oskarżonym postępowania”.
„Prokuratura wytyka sądowi, że nie dopuścił do postępowania jako strony społecznej Stowarzyszenia Przyjaźni Polsko-Rosyjskiej. Analizując decyzję o umorzeniu, prokuratura powołuje się na definicję pomnika zaczerpniętą z Wikipedii”- czytamy w „ND”.
Innego zdania jest sędzia Trybunału Konstytucyjnego w stanie spoczynku Wiesław Johann.
„- Sąd orzeka zgodnie z zasadą swobodnej oceny dowodów, dokonuje oceny na podstawie swojej wiedzy, doświadczenia, wyciąga wnioski i podejmuje decyzje. Oczywiście, ktoś inny, jak prokurator, może mieć inny pogląd. Sędzia, kierując się tzw. wykładnią autentyczną, uznała, że pomnik ma upamiętniać wydarzenie historyczne bądź osobę, a nie być jakimś symbolem iluzorycznej przyjaźni. W mojej ocenie, jest to prawidłowa i sensowna wykładnia” - powiedział gazecie.
Rudnicka-Bastecka przyznaje w zażaleniu, że pomniki te budzą „wiele kontrowersji”, ale oprócz „zagorzałych przeciwników” posiadają także swoich zwolenników, dla których „mają znaczenie emocjonalne, sentymentalne, są dowodem - świadectwem historii, przypomnieniem minionych trudnych i złowrogich lat”. Wskazuje, że planuje się renowację i wyeksponowanie pomnika Wdzięczności Armii Czerwonej.
„Istnieją więc grupy społeczne, dla których pomniki te mają znaczenie pozytywne, i uczucia tych grup nie pozwoliły na ich trwałe usunięcie” - zwraca uwagę prokurator.
Jako przykład podaje Stowarzyszenie Przyjaźni Polsko-Rosyjskiej, które chciało uczestniczyć nawet w postępowania, a sąd nie uwzględnił tego wniosku.
W cytowanym przez „ND” zażaleniu prokurator napisała, że „sąd postanowieniem swoim podważa decyzje suwerennych organów państwa, bez zapoznania się z motywami ich działania”, poza tym sąd „nie pochylił się nad ustaleniem przyczyn, dla których dotychczas nie podjęto decyzji o ich usunięciu”, a pomniki „pozostają w przestrzeni publicznej na mocy decyzji organów samorządowych wybranych w demokratycznych wyborach”.
„Radny Warszawy Michał Grodzki (PiS) z komisji nazewniczej pyta, czy prokuraturze chodzi o decyzje władz komunistycznych z 1945 r., ponieważ wówczas zapadały decyzje o postawieniu pomników. A brak decyzji o rozbiórce wynika z układów politycznych w radzie miasta. Inny radny, Michał Dworczyk, zwraca uwagę, że zgodnie z analizami prawnymi przedstawianymi na forum rady tzw. pomnik Braterstwa Broni nie spełnia warunków, aby być objęty umową polsko-rosyjską z 1994 r. - nie stoi bowiem ani w miejscu walk, ani kaźni żołnierzy Armii Czerwonej” - czytamy w gazecie.
Wniosek prokuratury trafił już do Sądu Okręgowego, został w nim zarejestrowany, ale nie wyznaczono jeszcze terminu posiedzenia w przedmiocie rozpoznania zażalenia.
Przypomnę najważniejszy fragment uzasadnienia sędzi Grabowskiej:
„Oba obiekty wzbudzają wiele kontrowersji i emocji zarówno wśród historyków, jak i mieszkańców Warszawy. Dla jednych są one symbolem komunizmu, dla innych zakłamanym świadectwem w historii dziejów Polski, kiedy to armia sowiecka nie udzieliła pomocy Powstaniu Warszawskiemu. Zdaniem Sądu obiekty te nie spełniają definicji pomnika, bowiem ochronie prawnej podlega obiekt wzniesiony dla upamiętnienia zdarzenia bądź uczczenia osoby, której ta cześć jest należna. Niestety te wymuszone pomniki, bo tak należy je nazwać, są jedynie symbolem komunizmu, zakłamanej historii Polski oraz - jak słusznie podkreślił obrońca oskarżonego L. <namacalnym symbolem przymusowej sowieckiej okupacji>.”
Przysłowiowa „kropke nad i” postawił doktor Maciej Korkuć z Biura Edukacji Publicznej Krakowskiego Oddziału Instytutu Pamięci Narodowej, pisząc w „Naszym Dzienniku”:
Opinie sądu w sprawie propagandowego charakteru obiektu wzniesionego w czasie komunizmu budzą szacunek jako wyrażające istotę rzeczy. Prokuratura także operuje pojęciem „pomnika upamiętniającego zdarzenie historyczne”. Należy w związku z tym zaznaczyć, że nie było takiego zdarzenia historycznego jak „wyzwolenie Polski przez Armię Czerwoną”. Armia Czerwona w latach 1944-1945 dokonała ponownego zaboru niemal połowy przedwojennego terytorium RP, zniewoliła całą resztę kraju, nie pozwoliła na odbudowę wolnej Rzeczypospolitej, reprezentowanej przez władze RP na emigracji i administrację Polskiego Państwa Podziemnego.
W ramach niszczenia struktur państwowych Rzeczypospolitej Sowieci mordowali, aresztowali i wywozili w głąb ZSRS tysiące urzędników podziemnego państwa i żołnierzy Sił Zbrojnych w kraju, w tym dowódcę Armii Krajowej, wicepremiera rządu RP i przewodniczącego podziemnego parlamentu. Siły Zbrojne Polskiego Państwa Podziemnego poniosły z rąk sowieckich większe straty niż z rąk III Rzeszy. Jak długo można to nazywać „wyzwoleniem”? Jak długo można składać tego rodzaju niewolnicze hołdy, jakich wyrazem są tego rodzaju obiekty? Co jeszcze ZSRS musiałby zrobić, żeby prokurator zrozumiał, że to, co gloryfikuje ten i jemu podobne obiekty, to nie są fakty, ale ukute na użytek propagandowy kłamstwa?
Ten obiekt nie upamiętnia faktów. To wyraz ówczesnej siły Sowietów i ich pogardy wobec zniewolonej przez nich Rzeczypospolitej Polskiej. Słusznie też w uzasadnieniu sąd nazywa to „pomnikiem” w cudzysłowie. Sąd zasadnie stwierdza, że tego rodzaju „pomniki” powinny zniknąć z krajobrazu Polski jako obiekty „wymuszone”, będące symbolami komunizmu, zakłamania historii Polski. Ich istnienie w krajobrazie Rzeczypospolitej Polskiej jest nie tylko niezgodne z faktami, ale też z art. 256 kodeksu karnego, który zakazuje publicznego propagowania ideologii totalitarnych. Identyczną funkcję spełniałyby podobne „pomniki” ku czci sił zbrojnych III Rzeszy wyposażone w symbole narodowego socjalizmu i inskrypcje wychwalające najeźdźczą armię niemiecką.
Prokurator ewidentnie nie pojmuje, co ten obiekt przedstawia i jaką funkcję pełni. Pisząc o tym, że nie ma tam figur Lenina ani Stalina, zdaje się kompletnie nie rozumieć ani roli mundurów i symboli, ani wyrazu inskrypcji z tego pomnika. To tak jakby twierdził, że pomnik ku czci umundurowanych esesmanów ze swastykami nie ma nic wspólnego z Adolfem Hitlerem, a nazistowskie znaki i propagandowe hasła o niczym nie świadczą.
Na pomniku ustawiono figury żołnierzy sowieckich i figury żołnierzy formacji utworzonych przy Armii Czerwonej. Formacje te były w pełni - militarnie i politycznie - podporządkowane Sowietom i wykorzystywane jako narzędzie polityki Stalina. Również tej polityki, która była skierowana przeciw niepodległości Polski. Wcielani w te szeregi zwykli żołnierze nie mieli żadnego wpływu na to, do jakich celów są wykorzystywani. I to nie ich, ale stalinowską politykę zniewolenia upamiętnia ten obiekt.
Opinie sądu rejonowego budzą szacunek - świadczą o zrozumieniu istoty rzeczy. Zażalenie prokuratury - delikatnie mówiąc - o braku znajomości faktów oraz tego, w jakich okolicznościach, kiedy i po co powstawały tego rodzaju propagandowe obiekty.
Zapowiada się ciekawy proces w drugiej instancji.
Jerzy Bukowski
Dziennik Polonijny
Polish Pages Daily News
KATALOG FIRM W INTERNECIE