19 czerwca w Senacie powinno nastąpić drugie czytanie projektu ustawy o usunięciu z nazw dróg, ulic, mostów, placów i innych obiektów symboli ustrojów totalitarnych.
Napisałem „powinno nastąpić”, ponieważ jest to już trzecie podejście wyższej izby naszego parlamentu do tego projektu i dopóki nie usłyszę debaty nad nim i nie zobaczę wyników głosowania, dopóty pozostanę sceptykiem. Dwa razy zdarzyło się już bowiem, że ten wprowadzony do porządku obrad punkt z niezbyt zrozumiałych powodów zostawał z niego w ostatniej chwili wykreślony. Czy uda się tym razem?
Senator Platformy Obywatelskiej Bogdan Klich, który mocno zaangażował się w tę sprawę, zapewnił na antenie Radia Kraków-Małopolska, że marszałek Bogdan Borusewicz obiecał mu, iż 19 czerwca nie będzie już żadnych niespodzianek. Oznacza to, że klub parlamentarny Platformy Obywatelskiej jest gotów zagłosować za projektem, który początkowo nie uzyskał akceptacji dwóch senackich komisji kierowanych przez jej polityków.
Zdaniem Klicha istnieje potrzeba dekomunizacji polskiej przestrzeni publicznej, skoro nie udało się po 1989 roku przeprowadzić jej w sferach personalnej i strukturalnej. W tej sytuacji pozostaje nam już tylko usunąć symbole, których funkcjonowanie łamie artykuł 13 Konstytucji RP, zakazujący publicznego propagowania ideologii totalitarnych.
Niestety, potrzeba zmiany komunistycznych patronów dróg, ulic, mostów, placów i innych obiektów nie znalazła zrozumienia w wielu samorządach, których władze nie widzą niczego niestosownego, aby w niepodległej Rzeczypospolitej nadal głosić chwałę sowieckich zdrajców. Wystarczy przywołać choćby przykład Warszawy, której prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz, wiceprzewodnicząca PO, z dziwnym uporem broni pomnika Polsko-Sowieckiego Braterstwa Broni (tzw. „Czterech Śpiących”) na placu Wileńskim.
Pomimo ogromnego trudu, jaki zadał sobie kilka lat temu Instytut Pamięci Narodowej (a konkretnie doktor Maciej Korkuć z Krakowskiego Oddziału na zlecenie byłego prezesa śp. profesora Janusza Kurtyki), informując setki gmin, kim byli ludzie i organizacje nadal widniejący na tabliczkach z nazwami ulic, placów, mostów, itp. większość prezydentów, burmistrzów, przewodniczących rad gminnych w ogóle nie zareagowała na te listy, pozostali używali zaś w odpowiedzi głównie jednego argumentu: problemy administracyjne i finansowe przekreślają możliwość zmian w tej materii.
Nie przeczę, że dla zrealizowania takiego zadania potrzebne są pieniądze i decyzje administracyjne, skutkujące koniecznością wymiany pieczątek, dowodów osobistych oraz innych dokumentów, ale przypominają mi się gorzkie słowa Józefa Piłsudskiego: „Polacy chcą niepodległości, lecz pragnęliby, aby ta niepodległość kosztowała dwa grosze i dwie krople krwi, a niepodległość jest dobrem nie tylko cennym, ale i bardzo kosztownym”, chociaż w tym przypadku na szczęście chodzi tylko o owe „dwa grosze”.
Tak więc konieczna jest ustawa, na mocy której władze administracji państwowej - po zasięgnięciu opinii IPN - podejmą przewidziane prawem kroki w celu wyegzekwowania od krnąbrnych organów samorzadowych zmiany nazw obiektów na ich terenie propagujących postaci i symbole związane z nazizmem, faszyzmem, komunizmem lub innym totalitarnym ustrojem (praktycznie chodzi już tylko o tę ostatnią ideologię).
O takie rozstrzygnięcie tego problem wielokrotnie apelowało do Sejmu wiele środowisk patriotycznych, m.in. Porozumienie Organizacji Kombatanckich i Niepodległościowych w Krakowie.
Skoro niższa izba parlamentu nie zdołała wprowadzić pod obrady zgłoszonego już dawno projektu ustawy w tej materii, nasze Porozumienie liczy teraz na Senat. Nie może być bowiem tak, aby w niepodległym państwie część samorządów lokalnych nadal tkwiła mentalnie w minionych czasach sowieckiej ideologii, utrzymując na swoich terenach relikty komunizmu.
dr Jerzy Bukowski
rzecznik POKiN
KATALOG FIRM W INTERNECIE