Sąd Okręgowy w Warszawie odrzucił wniosek o zakazanie dziennikowi „Die Welt” używania sformułowania „polski obóz”; proces cywilny wytoczył wydawcy niemieckiej gazety jesienią ubiegłego roku Zbigniew Osewski ze Świnoujścia, który stracił cierpliwość do „pomyłek” popełnianych przez nią w kontekście twórców obozów zagłady podczas drugiej wojny światowej na terenie okupowanej Polski - poinformował portal wPolityce.
„Na dodatek podjęcie tej decyzji zajęło sądowi prawie miesiąc, choć przepisy obligują go do siedmiodniowego terminu. Podjęcie bardzo podobnej decyzji wobec Polaków, niemieckiemu sądowi zajęło... kilka godzin” - czytamy w portalu.
- Niemcy zakatowali mojego dziadka w obozie pracy w Iławie. To był podobóz Stutthof. Z tego co zdołałem się dowiedzieć, to dziadek zmarł w czasie ciężkiej pracy przy rozbudowywaniu węzła kolejowego w Iławie. Dlatego nie mogę pogodzić się z tym, że Niemcy fałszują historię nazywając własne obozy polskimi. Zamierzam sprawę doprowadzić do końca - mówił Osewski w wywiadzie dla wPolityce.
Jak już tutaj pisałem, w marcu br. Osewski, a miesiąc później jego pełnomocnik, Lech Obara, złożyli wnioski o zabezpieczenie powództwa w postaci zakazania „Die Welt” używania sformułowań obrażających Polaków: „polski obóz zagłady” i „polski obóz koncentracyjny”. Zrobili to dlatego, że w lutym 2013 roku niemiecka gazeta ponownie sfałszowała historię, nazywając obóz w Sobiborze polskim.
- Można w sumie uznać, że działanie „Die Welt” to recydywa. Chyba tylko takie określenie rodem z prawa karnego pasuje do nagminnego obrażania nas przez tę gazetę - powiedział w rozmowie z portalem mecenas Obara.
Dlaczego warszawskiemu sądowi rozpatrzenie wniosku zajęło tak dużo czasu? Dlaczego przekroczony został przepisowy termin?
- Jak zwykle w takich sytuacjach zapewne wynikało to z jakiegoś rozkładu pracy w tym referacie. Być może, a nie badałam tego pod tym kątem, sędzia była na urlopie lub na zwolnieniu lekarskim. Albo po prostu wykonała tę czynność (rozpatrzenie wniosku) przekraczając termin, co się bardzo często zdarza z uwagi na ilość spraw - tłumaczyła w rozmowie z wPolityce rzecznik prasowy do spraw cywilnych Sądu Okręgowego w Warszawie sędzia Maja Smoderek.
„Decyzja polskiego sądu i jego opieszałość jest doskonale widoczna na tle podobnej sprawy, którą wobec Powiernictwa Polskiego, pozwanego przez Erikę Steinbach, podjął niemiecki sąd w Kolonii. Do Izby Cywilnej kolońskiego sądu 15 sierpnia 2007 r. wpłynął wniosek o zabezpieczenia powództwa od Eriki Steinbach, szefowej Związku Wypędzonych. Chodziło o zakazanie rozpowszechniania słynnego plakatu z twarzą Steinbach obok twarzy esesmana i rycerza krzyżackiego. Sąd koloński przychylił się do żądania obywatelki Niemiec i zakazał Powiernictwu Polskiemu używania tego plakatu. Decyzję o tym sąd podjął... 15 sierpnia, a więc w tym samym dniu, którym wpłynął wniosek. Niemiecki sąd - identycznie jak polski - ma na taką decyzję, także siedem dni” - czytamy w portalu.
Mec. Obara zapowiedział, że będzie odwoływał się od decyzji warszawskiego sądu.
- Uważamy, że wniosek spełnia wszystkie wymagania, aby zakazać „Die Weltowi” kłamania na nasz temat i obrażania nas - stwierdził w rozmowie z wPolityce.
„O determinacji pozywającego <Die Welt> i mimo przeciwności ze strony polskiego wymiaru sprawiedliwości, świadczy fakt, że podwyższył on kwotę zadośćuczynienia żądanego od niemieckiej gazety fałszującej historię. Było 500 tysięcy na dom dla chorych dzieci w Świnoujściu, a jest jeden milion złotych” - napisano w portalu.
Jerzy Bukowski
Dziennik Polonijny
Polish Pages Daily News
KATALOG FIRM W INTERNECIE