Ministerstwo Obrony Narodowej zamierza ostatecznie rozstać się z generałami, którzy ukończyli sowieckie uczelnie wojskowe. Podobny los może spotkać także sporą jeszcze w Wojsku Polskim grupę starszych oficerów – absolwentów Woroszyłówki i innych akademii, w których aż do 1989 roku przygotowywano kadry Układu Warszawskiego dla celów przyszłej rozprawy zbrojnej ze zgniłym Zachodem.
Z przyjemnością czytam takie informacje. Od 1989 roku zwracałem w zamieszczanych na łamach polonijnej i krajowej prasy (w tym „Polski Zbrojnej”) artykułach uwagę na konieczność radykalnego zdekomunizowania kadry odradzającej się armii niepodległej Rzeczypospolitej. Nawoływałem do jak najszybszego pożegnania się z ludźmi, którzy na skutek ideologicznego prania mózgów oraz wieloletniego szkolenia i praktykowania w zakresie sowieckiej doktryny wojennej nie byli zdolni do podjęcia zupełnie odmiennych wyzwań, jakie stanęły przed Wojskiem Polskim III RP.
Proponowałem, aby zastąpić ich młodymi oficerami, nawet jeżeli kapitanowie i majorowie mieliby objąć etaty przeznaczone dla pułkowników i generałów. Argumentowałem, że w czasie wojen często bywa tak, iż młodsi oficerowie obejmują z konieczności (po śmierci swoich przełożonych) dowództwo pułków i dywizji. Wprawdzie komunizm poległ bez przelewu krwi, ale pewne analogie do nadzwyczajnych sytuacji były jednak w pełni uzasadnione.
Był to typowy głos wołającego na puszczy. Kolejni prezydenci i ministrowie obrony narodowej nie przejawiali najmniejszej ochoty na definitywne rozstanie się z kadrą, która – zwłaszcza po wejściu Polski do NATO – diametralnie odstawała od standardów współczesnej sztuki wojennej. Mimo to wielu przesiąkniętych do cna sowiecką mentalnością generałów nadal zajmowało strategiczne stanowiska w naszej armii, umiejętnie owijając sobie wokół palca następujących po sobie zwierzchników.
Dlatego cieszę się, że obecne władze postanowiły wreszcie rozwiązać ten problem. Podziwiam zdecydowanie ministra Aleksandra Szczygły, bo narusza on dobrze zakonserwowane układy w wojsku i naraża się na polityczne ataki. Kto jednak jak nie szef resortu obrony powinien cechować się odwagą w podejmowaniu decyzji? A skoro jest pewny poparcia Prezydenta RP i premiera, może pozwolić sobie na przystąpienie do odrabiania wieloletnich zaległości w tej ważnej sferze, od której zależy przecież bezpieczeństwo państwa i wiarygodność Polski w ramach NATO.
Jerzy Bukowski
Magazyn "Centrum"
KATALOG FIRM W INTERNECIE