Po 22 latach starań mieszkańców gminy Łącko jednemu z nich udało się wreszcie zalegalizować chlubę regionu, czyli słynną śliwowicę. Krzysztof Maurer przeszedł całą procedurę uzyskania akcyzy na ten mocny trunek.
Jak poinformował portal Sądeczanin, dzięki staraniom gminy Łącko i Stowarzyszenia Łącka Droga Owocowa znak „Łącka Śliwowica” od początku tego roku jest zastrzeżony. Zgodę na używanie go wyraża specjalna kapituła.
„Krzysztof Maurer, łącki producent tego wysokoprocentowego trunku, będzie musiał poczekać na jej decyzję. Na razie jego 70-procentowy, legalnie produkowany alkohol nazywa się <Śliwowica, okowita z łąckich śliwek>” - czytamy w Sądeczaninie.
Do tej pory za produkcję i handel śliwowicą można było trafić na dwa lata do więzienia, nie wspominając o konfiskacie aparatury.
„- A ja chciałem robić wszystko legalnie. I w końcu dostałem akcyzę. Niemało było z tym zachodu. Podlegam między innymi kontroli służby celnej, ale też inspektorom ochrony środowiska i sanepidu. Pierwsze butelki legalnej śliwowicy z banderolami akcyzy już można u mnie kupić. Wkrótce rozpocznę dystrybucję” - zapowiedział Maurer na łamach „Gazety Wyborczej”.
Tradycje pędzenia śliwowicy w Łącku sięgają czasów monarchii austro-węgierskiej.
„Decyzję Austriaków podtrzymały władze II RP. Dzięki temu trunek mogła produkować gorzelnia Samuela Grossbarda. Przed wybuchem II wojny światowej wytwarzano rocznie ok. 20 tysięcy litrów 70-procentowego alkoholu. W czasie okupacji gorzelnia została zniszczona. W PRL-u ostała się receptura oraz nadwyżka śliwek z okolicznych sadów, z których gospodarze sami pędzili trunek. Już nielegalnie, bo państwo ludowe nie zgadzało się na indywidualną działalność gorzelniczą” - czytamy w „GW”.
W latach 70. na sądecczyźnie mawiano, że za butelkę tego zacnego trunku dało się załatwić niemal wszystko. W czasie reformy administracyjnej Nowy Sącz i Nowy Targ toczyły ostry spór o siedzibę nowego województwa.
„- Niektórzy mówili, że tylko dzięki śliwowicy powstało województwo nowosądeckie, a nie nowotarskie” - przyznał w rozmowie z „GW” Franciszek Młynarczyk, były wójt Łącka.
Po 1989 roku rozpoczęły się starania o zalegalizowanie tego alkoholu jako produktu regionalnego. W 1990 roku wojewódzki konserwator zabytków w Nowym Sączu uznał pędzenie śliwowicy domowym sposobem za „niematerialne dobro kultury”, co ożywiło nadzieje górali.
„Rok później łącki samorząd powołał spółkę z o.o. Łącko, która zwróciła się do Ministerstwa Rolnictwa o umożliwienie eksperymentalnej produkcji. Po kilku miesiącach otrzymała promesę koncesji. Rozpoczęły się rozmowy z krajowymi i zagranicznymi kontrahentami, które bez zalegalizowania produkcji nie mogły jednak przynieść rezultatu. Od tego czasu każdy rząd obiecywał, że zalegalizuje śliwowicę. Najdalej poszedł minister Andrzej Śmietanko z PSL, który w 1995 roku, kilka dni przed ustąpieniem ze stanowiska, podpisał - wzorem innych krajów europejskich - koncesję na produkcję nalewek. W Łącku już się cieszyli, przygotowywano się nawet do wypuszczenia akcji. Przedwcześnie. Bo kolejny minister nie wprowadził w życie aktów wykonawczych do decyzji swego poprzednika” - czytamy w „Gazecie”.
W okresie krótkich rządów Prawa i Sprawiedliwości przychylnie spoglądał na śliwowicę minister Krzysztof Jurgiel, ale nie przełożyło się to na konkretne decyzje.
Gdy do władzy doszła Platforma Obywatelska, jej koalicyjny rząd z PSL wreszcie doprowadził do uchwalenia ustawy zezwalającej na handel alkoholem z przydomowej produkcji. Z tych przepisów skorzystał właśnie Maurer.
„- Ja na razie mam aparaturę o pojemności 150 litrów. Teraz na takich samych warunkach może destylować każdy sadownik, który chce wytwarzać alkohol z własnych owoców” – powiedział „Gazecie Wyborczej”.
W styczniu Urząd Patentowy Rzeczypospolitej Polskiej udzielił świadectwa ochronnego na wspólny znak towarowy gwarancyjny słowno-graficzny „Łącka Śliwowica daje krzepę krasi lica”.
- Gmina Łącko i Stowarzyszeniem Łącka Droga Owocowa podpisały porozumienie dotyczące między innymi ochrony tego znaku towarowego. Na jego mocy przyjęto Regulamin Kapituły Znaku. W skład kapituły wchodzi: czterech przedstawicieli Łąckiej Drogi Owocowej, czterech wskazanych przez Radę Gminy Łącko i trzech niezależnych ekspertów wybieranych wspólnie przez zarząd stowarzyszenia i wójta gminy - wyjaśnił obecny wójt Łącka Janusz Klag w rozmowie z Sądeczaninem.
Kapituła podejmuje decyzje między innymi w sprawach udzielenia prawa do używania znaku, kontroli sposobu jego używania oraz pozbawienia prawa do korzystania z niego.
- Za zgodą kapituły ze znaku mogą korzystać rolnicy i przedsiębiorcy zlokalizowani oraz prowadzący wyrób i rozlew śliwowicy na terenie gminy Łącko. Nikt bez zgody Kapituły nie ma prawa posługiwać się znakiem „Śliwowica Łącka” - zastrzegł wójt.
Zastrzeżenie znaku ma zapewnić wyłączność na używanie go przez rolników i sadowników jedynie z terenu tej gminy.
- Będziemy czynić starania, żeby tak się stało. Ale jasno trzeba powiedzieć: kapituła tylko przyznaje możliwość posługiwania się znakiem. O tym, na jakich zasadach będzie odbywać się produkcja „Łąckiej Śliwowicy” mogą zdecydować jedynie nasi parlamentarzyści. Osobiście optuję za rozwiązaniem austriackim i będę ich do tego przekonywał - wyjaśnił Klag w Sądeczaninie.
„W Austrii rolnicy i sadownicy produkują śliwowicę z obniżoną nawet o 50 proc. akcyzą. Państwo wyznaczyło tam limity w produkcji. Dopiero po ich przekroczeniu akcyza wraca do poziomu 100 proc.” - poinformował portal.
- Dopiero po przekroczeniu limitów sadownicy, czy rolnicy muszą otworzyć działalność gospodarczą - dodał wójt.
A Krzysztof Maurer powiedział Sądeczaninowi:
- Wszystkie kraje Unii Europejskiej wprowadziły już odpowiednie rozwiązania prawne i produkują destylat z obniżoną akcyzą. Cieszę się, że na początek znak został zastrzeżony. Szkoda byłoby, żeby „Łącką Śliwowicę” produkował przedsiębiorca spoza naszej gminy.
Jerzy Bukowski
Korespondencja z Krakowa
dla Portalu www.Poland.us
KATALOG FIRM W INTERNECIE