Turysta z Włoch usiłował wywieźć kawałek drutu kolczastego ukradzionego z byłego niemieckiego nazistowskiego obozu Auschwitz-Birkenau.
To już kolejna próba kradzieży pamiątek z największego cmentarza w dziejach ludzkości. Co pewien czas zdarza się, że ktoś ze zwiedzających ten obóz usiłuje wynieść coś z jego terenu. Nie wiadomo, ile było do tej pory takich prób, bo na jaw wychodzą jedynie te nieudane (o kilku z nich pisałem w tym miejscu).
Najgłośniejsza była niewątpliwie kradzież z grudnia 2009 roku, kiedy złodzieje ukradli napis "Arbeit macht frei" znad bramy byłego obozu. Bezpośredni sprawcy, a także Szwed Anders Hoegstroem, który ich nakłaniał do przestępstwa, zostali skazani na kary bezwzględnego więzienia.
Bardzo często kradzież zostaje ujawniona dopiero przy opuszczaniu kraju przez złodzieja. Tak było i tym razem: Straż Graniczna i policja podczas rutynowej kontroli w porcie lotniczym im. Jana Pawła II w Krakowie-Balicach zatrzymały 66-letniego mężczyznę, który próbował wywieźć 30 centymetrów drutu z obozowego ogrodzenia.
Włoch został przesłuchany przez policjantów z Zabierzowa i z Oświęcimia. Tłumaczył, że zabrał drut, ponieważ jego ojciec zginął w Auschwitz. Miał szczęście, gdyż miejsce, skąd zabrał tę pamiątkę nie jest objęte ochroną konserwatorską, więc zwolniono go bez postawienia zarzutu kradzieży dobra o szczególnym znaczeniu dla kultury oraz usiłowania wywiezienia zabytku poza granicę Polski, za co grozi kara do 10 lat pozbawienia wolności.
Zastanawiam się, co kieruje ludźmi, którzy nie widzą nic niestosownego w okradaniu i zarazem bezczeszczeniu miejsc pamięci narodowej.
Jerzy Bukowski
Korespondencja z Krakowa
dla Portalu www.Poland.us
KATALOG FIRM W INTERNECIE