Prokuratura Okręgowa w Warszawie odmówiła wszczęcia śledztwa w sprawie ataku Stefana Niesiołowskiego na usiłującą przeprowadzić z nim wywiad na terenie Sejmu dziennikarkę Ewę Stankiewicz. Poseł Platformy Obywatelskiej nie dopuścił się bowiem - zdaniem śledczych - groźby karalnej zniszczenia mienia w postaci kamery telewizyjnej.
Sama decyzja nie dziwi, zważywszy na polityczny klimat panujący w Polsce, kuriozalne wydaje się natomiast jej uzasadnienie.
- Warunkiem zaistnienia przestępstwa jest wywołanie u danej osoby obawy spełnienia groźby - tłumaczył dziennikarzom rzecznik prasowy Prokuratury Dariusz Ślepokura.
Oglądający film z tego zajścia śledczy stwierdzili zaś, że "Stankiewicz nie okazuje strachu", a co więcej "nadal wymuszała rozmowę", chociaż parlamentarzysta najwyraźniej nie chciał rozmawiać, o czym świadczyły jego liczne protesty, wyrażające się głównie kulturalnym (przynajmniej według obowiązujących w PO standardów) słowem "won".
Ślepokura dodał, że poseł nie miał też zamiaru zniszczenia kamery, a "tylko skierował jej obiektyw w dół".
Decyzja Prokuratury jest nieprawomocna, więc Stankiewicz może się od niej odwołać.
To brawurowe uzasadnienie decyzji ma szansę przejść do historii prawa i stać się wytyczną na przyszłość dla organów ścigania na całym świecie. Od tej pory jeśli ktoś mordowany lub okradany nie okaże strachu, jego zabójca bądź złodziej nie powinien być pociągany do odpowiedzialności, skoro u ofiary nie stwierdzi się wywołania objawów spełnienia groźby.
No, brak słów zachwytu na wyrażenie podziwu dla twórczej inwencji Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Jerzy Bukowski
Korespondencja z Krakowa
dla Portalu www.Poland.us
KATALOG FIRM W INTERNECIE