Radio Kraków-Małopolska poinformowało, że studenci Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II byli zaskoczeni następującym komunikatem, który pojawił się na tablicy ogłoszeń:
"Uczelnia to nie plaża, egzaminy to nie dyskoteka. Obowiązują stonowane kolory, umiarkowane dekolty i nieprzezroczyste ubrania."
Bardzo szybko pojawił się dopisek:
"Można przyjść w szortach i pióropuszu - liczy się wiedza i umiejętności".
Krakowska rozgłośnia przypomina, że w latach 70. ubiegłego wieku ówczesny rektor Uniwersytetu Jagiellońskiego Mieczysław Karaś wydał ustne zalecenie, by studentki uczęszczające na zajęcia a potem zdające egzamin ubierały się porządnie i schludnie.
Od ponad 30 lat prowadzę zajęcia dydaktyczne oraz egzaminuję studentów na Uniwersytecie Ekonomicznym (dawniej Akademii, jeszcze wcześniej Wyższej Szkole) i zauważam, jak zmieniają się obyczaje ubraniowe, ale raczej wśród panów niż pań.
Dziewczyny zawsze starały się zwracać uwagę wykładowców i egzaminatorów podkreślającym walory ich urody strojem (niekiedy znacznie przesadzając z samooceną); na przestrzeni tych lat nie widzę tutaj zbyt wielkich zmian, chociaż może dekolty są teraz ciut głębsze, a sukienki (spódnice) krótsze.
Gorzej jest z płcią brzydką (bardzo umowne i często nie odpowiadające rzeczywistości określenie), której przedstawiciele coraz częściej pozwalają sobie na łamanie odwiecznych uczelnianych konwenansów. Zdarzało mi się już widzieć na egzaminach panów w podkoszulkach i to niezbyt świeżych, a na wykładach w końcówce semestru letniego oraz na początku zimowego normą są, niestety, sandały i krótkie spodenki.
Nie wiem, czy jest to efektem braku elementarnej kindersztuby, czy też lekceważenia (a może braku zrozumienia) zasad obowiązujących w życiu akademickim, ale próby zwrócenia uwagi na niestosowny strój spotykają się ze zdziwieniem lub oburzeniem.
Na koniec autentyczna historia sprzed kilku lat. Na egzamin z filozofii przyszła do mnie w upalny letni dzień studentka w stroju tak skąpym, że nawet jej koleżanki patrzyły na nią z niesmakiem (nie z zazdrością). Biedne dziewczę nie chodziło jednak na wykłady, nie znało więc swojego wykładowcy-egzaminatora i przez pomyłkę weszło do mojego nobliwego, ale zarazem dowcipnego szefa. Profesor - wiedząc, że jestem koneserem damskiej urody - zmierzył ją wzrokiem z góry (niczego sobie) na dół (no, no, no) i zapytał:
Pani przyszła tak ubrana na egzamin?
Tak - odparła przestraszona studentka.
No to się pani pomyliła. Dr Bukowski przyjmuje naprzeciw.
Niestety, egzamin zakończył się porażką, a na poprawkowy dziewczyna przyszła już ubrana nader skromnie.
Jerzy Bukowski
Korespondencja z Krakowa
dla Portalu www.Poland.us
KATALOG FIRM W INTERNECIE