Funkcjonariusz Milicji Obywatelskiej, który jako jeden z pierwszych widział 7 maja 1977 roku ciało Stanisława Pyjasa, podważa najnowsze ustalenia biegłych - poinformowali w \"Rzeczypospolitej\" dziennikarze śledczy \"Superwizjera\" TVN 24 Anna Barańska-Całek i Piotr Litka.
Przypominają oni, że po przeciekach z opinii wydanej przez biegłych w lutym 2011 roku prowadzący piąte już śledztwo w sprawie ustalenia okoliczności oraz przyczyn śmierci krakowskiego studenta i współpracownika Komitetu Obrony Robotników Piotr Piątek - naczelnik pionu śledczego Krakowskiego Oddziału Instytutu Pamięci Narodowej uznał, iż dokument wymaga uzupełnienia i zadał dodatkowe 23 pytania zmierzające do wyjaśnienia ujawnionych w nim niejasności i wątpliwości.
„Zespół biegłych pod kierunkiem prof. dr hab. Barbary Świątek, kierownika Katedry i Zakładu Medycyny Sądowej (KiZMS) Akademii Medycznej we Wrocławiu, orzekł, że Pyjas zmarł na skutek upadku z dużej wysokości w kamienicy przy ulicy Szewskiej 7 w Krakowie. Opinia ta zszokowała środowisko przyjaciół i rodzinę Stanisława Pyjasa. Oznacza ona powrót do teorii lansowanej przez Służbę Bezpieczeństwa zaraz po tej tragedii. Co więcej, SB szybko się z tych twierdzeń wycofała” - przypominają dziennikarze TVN24 na łamach „Rz”.
Trzeba tu przypomnieć, że taki przebieg wypadków zakwestionował już w maju 1977 roku profesor Zdzisław Marek, wykluczając wersję, wedle której student mógł spaść z któregokolwiek piętra (przez poręcz klatki schodowej) na posadzkę.
Kika lat temu tenże specjalista z zakresu medycyny sądowej, nie wiedząc iż jego rozmowa telefoniczna z dziennikarką Radia Kraków jest przez nią nagrywana, powiedział wprost i bez ogródek, że „ktoś dał Pyjasowi w mordę”.
„Zespół biegłych z Wrocławia, Łodzi i Bydgoszczy w ekspertyzie, do której dotarliśmy, opisuje między innymi następujące obrażenia: złamanie obu kości łonowych i kulszowych oraz złamanie szyjki kości udowej. Dodatkowo biegli wykonujący sekcję ekshumacyjną opisali pionowe, wieloodłamowe złamanie wyrostków poprzecznych kręgów krzyżowych. Wielu z opisanych wyżej urazów nie było w protokole z sekcji zwłok wykonanej tuż po śmierci Pyjasa w 1977 r. Według biegłych te złamania dowodzą upadku Pyjasa z dużej wysokości. Tezę tę potwierdzają - ich zdaniem - wybrane przez nich fragmenty zeznań świadków wydarzeń sprzed lat oraz stan znacznego upojenia alkoholowego pokrzywdzonego. Co więcej, zespół biegłych nie potwierdził możliwości pobicia Pyjasa przed śmiercią, choć śledztwo w sprawie śmiertelnego pobicia studenta prowadzi IPN. Prof. Barbara Świątek odmówiła komentarza. Odesłała nas do prokuratora Ireneusza Kunerta prowadzącego śledztwo” - czytamy w „Rz”.
Barańska-Całek i Litka dotarli do emerytowanego milicjanta, który jako jeden z pierwszych widział ciało studenta. Oglądając zdjęcia, z jakimi do niego przyszli stwierdził, że Pyjas leżał inaczej niż na nich widać: twarzą do posadzki. Przekonany jest, że takie fotografie zostały zrobione na miejscu zdarzenia. Nie ma ich jednak w aktach śledztwa z 1977 roku.
Według Jana Jarosza, emerytowanego biegłego z Instytutu Ekspertyz Sądowych, właśnie ułożenie ciała jest sprawą kluczową w ustaleniu, czy i jak doszło do upadku.
„- Jeżeli leżał na brzuchu to dowodzi, że był wyrzucany czy wypychany przez plecy. I wtedy przez plecy, przy tej wysokości barierki i wzroście pokrzywdzonego (163 cm), samoistnie raczej nie mógł wypaść tyłem. Stąd wniosek: ktoś musiał przytrzymać go, podrzucić nogi i przekoziołkował w ten sposób przez barierkę. I ułożenie ciała się wtedy zgadza z tą wersją” - powiedział dziennikarzom.
Biegli są przekonani, że opisane w protokole z sekcji dokonanej po śmierci Pyjasa krwawe podbiegnięcia, wybroczyny, otarcia naskórka, rany tłuczone, złamanie żuchwy, kości jarzmowej i nosowej potwierdzają ich wersję o nieszczęśliwym upadku z dużej wysokości.
Jarosz uważa natomiast, że przy takich upadkach charakterystyczny jest brak jakichkolwiek zewnętrznych obrażeń, a stwierdzona liczba urazów może wskazywać na pobicie. Taka hipoteza pojawiła się w śledztwie na początku lat 90. Nie wykluczano również, iż ciało Pyjasa zostało podrzucone do bramy, co tłumaczyłoby jego dziwne ułożenie.
Według dokonującego o godzinie 9.30 pierwszych oględzin zwłok lekarza medycyny sądowej Jana Kołodzieja były one jeszcze dość ciepłe w okolicach jamy brzusznej i miednicy, co potwierdziła lekarka pogotowia ratunkowego, które przyjechało na miejsce dwie godziny wcześniej. Nie zauważyła plam opadowych ani stężenia pośmiertnego, co stanowi podstawę przy określaniu czasu zgonu.
„Wniosek: zgon mógł nastąpić maksymalnie dwie godziny przed przyjazdem karetki. Czyli około 5 nad ranem, a więc znacznie później, niż przyjęto w oficjalnie prowadzonym śledztwie. Czy umożliwiło to manipulacje podczas przesłuchań świadków - mieszkańców kamienicy przy Szewskiej 7? Dało alibi sprawcom? Na pewno skutecznie utrudniło dotarcie do prawdy. Lekarz przeprowadzający sekcję w 1977 r. nie potrafi wyjaśnić przyczyny <przeoczenia> tak poważnych obrażeń Pyjasa (np. złamań, które odnaleziono po ekshumacji). Nie wykluczył możliwości pobicia Pyjasa przed śmiercią, określając je <wypadkiem przy pracy>. Dopytywany o to, co ma na myśli, wspomniał o <pracy nad Pyjasem> przez Służbę Bezpieczeństwa w lokalu konspiracyjnym” - czytamy w „Rz”.
Anna Barańska-Całek i Piotr Litka zwracają też uwagę na pominięcie przez biegłych opinii z 1991 roku autorstwa profesorów - biegłych z zakresu medycyny sądowej: Władysława Nasiłowskiego i Andrzeja Jaklińskiego, którzy stwierdzili, że obrażenia Pyjasa mogły być skutkiem pobicia.
„W ciągu czterech lat śledztwa IPN przesłuchał 30 świadków i zlecił jeszcze dwie kolejne ekspertyzy: daktyloskopijną i biomechaniczną. Mają je wykonać biegli z Instytutu Ekspertyz Sądowych w Krakowie. Ich wyniki powinny być znane jeszcze w tym roku” - kończą swój artykuł w „Rzeczpospolitej” dziennikarze śledczy TVN 24.
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE