- To był człowiek wierny Panu Bogu, Kościołowi i tym, którym służył - powiedział metropolita krakowski kardynał Stanisław Dziwisz na zakończenie Mszy Świętej odprawionej w parafii pw. Matki Bożej Pocieszenia w Wierzchosławicach za duszę śp. Józefa Muchy - kierowcy czterech kolejnych arcybiskupów: Adama Stefana Sapiehy, Eugeniusza Baziaka, Karola Wojtyły i Franciszka Macharskiego.
Sylwetkę zmarłego w wieku 89 lat Muchy przypomniał w homilii biskup pomocniczy diecezji tarnowskiej Andrzej Jeż.
Kierowca przyszłego papieża został zatrudniony w 1947 roku w redakcji "Tygodnika Powszechnego", a stamtąd wkrótce przeniesiony do pracy w krakowskiej kurii metropolitalnej.
Kard. Dziwisz podkreślił, że Karol Wojtyła był człowiekiem świętym, ale i wymagającym, a Mucha starał się wyjeżdżając z kurii tak gubić ślad, by śledzący arcybiskupa funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa PRL nie widzieli dokąd jedzie, zwłaszcza na wakacje. Woził go przez 16 lat, przejeżdżając w tym czasie blisko pół miliona kilometrów.
"Mucha wspomniał w licznych wywiadach, że metropolita krakowski bardzo dużo czytał. W każdą podróż zabierał dwie teczki książek, które czytał podczas jazdy korzystając z zamontowanego w samochodzie pulpitu i lampki. Wojtyła nie miał prawa jazdy, z kierowcą jeździł najpierw warszawą, potem oplem admirałem, a także wołgą - czytamy w depeszy Polskiej Agencji Prasowej.
W zeszłym roku Mucha uczestniczył w Rzymie w beatyfikacji Jana Pawła II. Powiedział wówczas dziennikarzowi PAP, że kard. Wojtyła był dla niego jak ojciec i zawsze się o niego troszczył:
- Bardzo go szanowałem. Starałem się, żeby samochód, którym jeździliśmy, zawsze był sprawny. Po wyjeździe do Rzymu prowadził ze mną korespondencję. Ostatni list papieża dostałem od kard. Dziwisza dzień przed śmiercią Jana Pawła II. On zawsze był dla mnie człowiekiem świętym.
Po wyborze metropolity krakowskiego na papieża Mucha jeszcze przez 13 lat pracował jako osobisty kierowca kard. Franciszka Macharskiego. W 1991 roku przeszedł na emeryturę i zamieszkał w Wierzchosławicach, rodzinnej wiosce swojej żony.
Kiedy zaczynał jazdę z abp. Wojtyłą, zapytał go, jak ma prowadzić.
- Dobrze, szybko i żebyśmy cali wrócili. Te słowa wziąłem sobie do serca. Gdy wsiadał, zawsze rękę podał i nie chciał, żeby go całować w pierścień. Jestem tylko o trzy lata starszy od pana - mówił do mnie - powiedział kiedyś Mucha w wywiadzie z Katolicką Agencją Informacyjną.
Raz specjalnie zapomniał o lampce.
- Chciałem, żeby sobie w końcu odpoczął. Od razu kardynał zauważył jej brak i zdecydował, że trzeba wracać po lampkę do kurii. Tłumaczył, że zmarnuje trzy godziny. No to zawróciłem - wspominał Mucha w rozmowie z KAI.
"Ostatnie spotkanie jeszcze z kardynałem Wojtyłą Józef Mucha pamiętał doskonałe.
- Byliśmy na warszawskim lotnisku, samolot leciał do Rzymu. Uścisnął mnie mocno, ja życzyłem mu, żeby wrócił szczęśliwie. - No, nie wiadomo jak to będzie - powiedział przyszły papież do swojego kierowcy.
- Gdy dowiedziałem się, że został wybrany na następcę św. Piotra bardzo się cieszyłem. Ale z drugiej strony byłem trochę smutny - wyjaśniał Mucha. Niedługo potem z Watykanu dostał zaproszenie na inaugurację pontyfikatu. Był wzruszony, gdy papież dawał mu Komunię św.
On chyba też był wzruszony, bo tak popatrzył na mnie. Pewnie przez myśl przeszły mu te tysiące kilometrów, które razem przejechaliśmy - wspominał Józef Mucha" - czytamy w depeszy KAI.
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE