Mam mieszane uczucia co do pomysłu wybudowania obok sanktuarium Bolesnej Królowej Polski w Kałkowie-Godowie pomnika złożonego z 21 857 figur ofiar zbrodni katyńskiej (przez którą należy rozumieć wszystkich zamordowanych przez NKWD w 1940 roku polskich oficerów).
Krakowski architekt Stanisław Drabczyński zabiegał wcześniej o zlokalizowanie tej monumentalnej konstrukcji na terenie Małopolski, później myślał o Chęcinach, ostatecznie wybrał świętokrzyski Kałków.
„Każda z postaci o wymiarach nieco większych niż ludzka będzie symbolizować konkretnego poległego - mieć jego nazwisko, stopień wojskowy i dziurę w głowie. Rzeźby ma stworzyć młody artysta Mariusz Dydo” - poinformowała „Rzeczpospolita”.
Godowski kustosz, ksiądz Czesława Wala, powiedział gazecie, że jego parafianie zapalili się do tego pomysłu i rozważają sprzedaż na ten cel 18 hektarów ziemi.
„- Dla nas liczą się wartości patriotyczne” - wyjaśnił dziennikarce „Rz” i dodał, że taki monument przyciągnąłby wielu pielgrzymów.
Powstała już Fundacja Pomnika Ofiar Katynia, nie brakuje również potencjalnych darczyńców (koszt przedsięwzięcia szacowany jest na około 19 milionów złotych); znalazł się wśród nich Krzysztof Penderecki, deklarujący sfinansowanie figur dwóch swoich wujów, jest też emeryt, który co miesiąc wpłaca 12 zł.
Obok pomnika miałyby stanąć centrum konferencyjne i muzeum.
Niewątpliwie jest to ciekawa koncepcja, przypominająca nieco terakotową armię chińską i pomnik Holokaustu w Berlinie. Czy znajdzie się jednak wystarczająco wielu sponsorów i czy tak gigantyczny zamysł da się w ogóle zrealizować? Nie od rzeczy będzie przypomnieć w tym kontekście powracającą co pewien czas propozycję wzniesienia w Krakowie ogromnego kopca Jana Pawła II, która nie wyszła poza sferę marzeń. O pomyśle Drabczyńskiego po raz pierwszy słyszałem już dobrych kilka lat temu i do tej pory pozostaje on tylko ambitnym projektem.
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE