- Home >
- WIADOMOŚCI >
- Polska
Kania: nie było zagrożenia sowiecką interwencją w 1981 roku
08 stycznia, 2012
Były I sekretarz Komitetu Centralnego Polskiej Partii Robotniczej Stanisław Kania powiedział w swoim ostatnim słowie przed Sądem Okręgowym w Warszawie, że groźba interwencji zbrojnej Związku Sowieckiego siłami wojsk Układu Warszawskiego w Polsce była realna pod koniec 1980, ale nie w grudniu 1981 roku.
Kania i były minister spraw wewnętrznych Czesław Kiszczak są oskarżeni o udział w "związku przestępczym o charakterze zbrojnym", który - według prokuratora Instytutu Pamięci Narodowej Piotra Piątka - przygotowywał stan wojenny; grozi im za to kara pozbawienia wolności do ośmiu lat, ale oskarżyciel publiczny żąda dla nich po dwa lata w zawieszeniu. Była członkini Rady Państwa PRL Eugenia Kempara ma natomiast postawiony zarzut przekroczenia uprawnień przez głosowanie za dekretami o stanie wojennym wbrew konstytucji, na mocy której podczas sesji Sejmu RP nie mogła wydawać dekretów; może za to dostać karę więzienia do trzech lat, prokurator wniósł jednak o umorzenie z powodu przedawnienia karalności przy uznaniu jej winy.
"Od sierpnia 2011 r. proces toczył się już bez udziału głównego oskarżonego - b. szefa PZPR, b. premiera i b. szefa MON 88-letniego gen. Wojciecha Jaruzelskiego, którego sprawę z powodu złego zdrowia sąd wyłączył z tego postępowania i zawiesił. Jest on oskarżony o kierowanie związkiem przestępczym (kara do 10 lat). Prawdopodobnie nigdy nie stanie on już przed sądem" - czytamy w depeszy Polskiej Agencji Prasowej.
Kania stwierdził, że był przeciwny wprowadzeniu stanu wojennego, na co naciskała Moskwa i podkreślił, że przestał pełnić funkcję I sekretarza na dwa miesiące przed 13 grudnia 1981 roku, a mimo to zarzuca mu się udział w jego przygotowywaniu. Jego zdaniem plan stanu wojennego opracowywano nie po to aby go wprowadzić, ale by uzyskać zdolność do wykonania takiego przedsięwzięcia.
- Związek zbrojny nie mógłby istnieć (..), bo jego członkami miałyby być osoby sprawujące najwyższe stanowiska w państwie, mające pełnię władzy; takie osoby dysponują możliwościami przeprowadzenia dowolnych decyzji i dlatego nie odczuwają potrzeby tworzenia innych struktur niż konstytucyjne - powiedział (wszystkie cytaty za depeszą PAP).
Najważniejsze były jednak jego słowa o nierealności sowieckiej interwencji w grudniu 1981 roku (podobną opinię wielokrotnie wypowiadał śp. pułkownik Ryszard Kukliński). Jego zdaniem można natomiast mówić o naciskach Kremla, by sprawę rozwiązać polskimi rękami, a Moskwa posługiwała się wyłącznie szantażem gospodarczym.
- Jesienią 1981 roku krytycyzm ZSRR skupiał się na mnie. Były takie momenty, że wydawało mi się, iż radziecka presja i towarzyszące jej różne zdarzenia są już poza granicami ludzkiej wytrzymałości - dodał, mówiąc o swych "bardzo trudnych" rozmowach z Leonidem Breżniewem.
Podkreślił, że początkowo Sowieci widzieli jako jego następcą Stefana Olszowskiego, a nie generała Wojciecha Jaruzelskiego.
Według Kani w 13 tysiącach stron z akt sprawy nie ma "żadnych śladów IPN, by uzasadnić oskarżenie dowodami". Dodał, że "proces nie mógł przynieść prawdziwych dowodów na wsparcie fałszywego oskarżenia" i nie pojawiły się na nim zeznania świadków, którzy poparliby oskarżenie. Jego zdaniem "świadkowie oskarżenia stali się świadkami obrony". Zwrócił uwagę, że prokurator Piątek nie przedstawił żadnego świadka ze strony NSZZ "Solidarnośc", a sąd nie uwzględnił takich wniosków jego jako podsądnego. On sam nie przyznaje się do "hańbiącego i monstrualnego zarzutu" udziału w związku zbrojnym, którym cały czas jest zdumiony.
Prokurator Piątek nazwał wystąpienie Kani jego "linią obrony" i nie chciał komentować "personalnych ataków wobec siebie".
Wyrok ma zapaść 12 stycznia.
"W 1992 r. Sejm przyjął uchwałę, że stan wojenny był nielegalny. W 1996 r. Sejm, głosami ówczesnej koalicji SLD-PSL, nie zgodził się by Jaruzelski, Kiszczak i inni członkowie WRON odpowiadali przed Trybunałem Stanu. W marcu 2011 r. Trybunał Konstytucyjny uznał, że dekrety o stanie wojennym przyjęto niezgodnie nawet z prawem PRL" - czytamy w depeszy Polskiej Agencji Prasowej.
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE