KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Piątek, 1 listopada, 2024   I   02:21:44 AM EST   I   Konrada, Seweryny, Wiktoryny
  1. Home
  2. >
  3. POLONIA USA
  4. >
  5. Informacje polonijne ze świata

Kto nie ryzykuje...

16 maja, 2008

Od czasu do czasu, pojawiają się w mojej kancelarii osoby, które, z takiego czy innego powodu, nie przebywają w USA legalnie. Naturalnie zatem, ciekawi ich czy mogą uzyskać stały pobyt w Stanach, pomimo swej nielegalności. Większość z nich zdaje sobie sprawę że nie byłaby to rzecz łatwa..., ale kto pyta nie błądzi. Powodując się logiką, myślą, że w tak pragmatycznym państwie jak Stany Zjednoczone, musi po prostu być jakiś sposób na zalegalizowanie pobytu dla ludzi, którzy są niezbędni dla poprawnego funkcjonowania naszego społeczeństwa.

Otóż nie, logika jest tutaj nie na miejscu. Polityka imigracyjna USA nie jest oparta na jakiejkolwiek racjonalnej podstawie i bardzo często jest nawet podmiotem cynicznych porachunków i strategii wyborczych, wykorzystujących naturalną ksenofobię i niskie horyzonty umysłowe większości Amerykanów. Wbrew własnemu interesowi państwowemu i społecznemu, oczywiście.

Jak zatem mają się do tego aspiracje tych nielegalnych Polaków, (niektórych nawet z bardzo, skądinąd, dobrymi podstawami do zielonej karty), na wybicie się na legalność?

Bardzo nieciekawie. Za wyjątkiem kilku limitowanych klauzul prawnych, przebaczających brak statusu, (i związanych zwykle z ewentualną zmianą stanu cywilnego), jest obecnie praktycznie niemożliwością zakończenie jakiegokolwiek sponsorowania dla osoby nielegalnie w USA. Ważne jest aby to jeszcze raz podkreślić, bo osoby takie są właśnie najbardziej łasym kąskiem dla całej rzeszy oszustów imigracyjnych, opisywanych przeze mnie na tym blogu. Nadzieja bowiem, nawet złudna, jest najlepszym towarem który ci hochsztaplerzy ofiarują.

Nie znaczy to też, że nielegalni imigranci nie rozpoczynają sponsorowań na stały pobyt, nawet teraz, w złym klimacie prawnym. Są tacy i w mojej kancelarii, pomimo że nikogo do tego zbytnio nie zachęcam. Wielu z nich rozumie bowiem koncept "zaklepania" swojego miejsca w kolejce wizowej i nie uśmiecha się im dalsze czekanie na nie wiadomo co, poza tą kolejką. Jeden był bowiem refren podczas ubiegłorocznych przymierzeń do reformy prawa imigracyjnego, tak ze strony prawicy jak i lewicy: "Nie będzie przeskakiwania kogokolwiek w kolejkach wizowych".

A tak gwoli prawdy, abym w ogóle brał pod uwagę reprezentowanie kogoś w takiej "eksperymentalnej" sprawie, (bo opartej w dużej mierze na hazardzie, szczęściu czyli nadziejom nielegalnych imigrantów na pozytywną reformę prawa imigracyjnego w przyszłości), potencjalny klient musi przekonać mnie że spełnia cztery podstawowe warunki.

Po pierwsze, osoba taka musi posiadać przyzwoity zawód, obojętnie jaki ale oparty na prawdziwej szkole lub autentycznym stażu pracy. Po drugie, osoba taka musi mieć poparcie odpowiedniego sponsora-pracodawcy. Odpowiednim sponsorem jest taki, którego oficjalne dochody pozwalają "pokryć" oferowaną stawkę w zawodzie i oprócz tego, nie boi się tych dochodów okazywać. Po trzecie, osoba taka musi mieć komfort finansowy. Jeśli potencjalna strata kilku tysięcy dolarów, (w przypadku jeśli prawo imigracyjne nigdy nie zmieni się na lepsze), spowoduje że ktoś taki będzie się wieszał albo jego dzieci będą jadły chleb bez masła, to nie powinien brać się za hazard. I na koniec, po czwarte, ktoś taki musi mieć absolutną pewność że Ameryka jest jego miejscem na Ziemi. Ktoś kto nadal zmaga się z tą propozycją, najlepiej niech od razu wyjeżdża do Irlandii, a nie rozpoczyna sponsorowania "na wyrost".

Przemysław Jan Bloch
zapraszam do dyskusji na mój
BLOGH Internetowy:
www.adwokatbloch.com